Marcin Zabolski25.11.2018

Czy w Kapsztadzie zobaczyliśmy efektowny zmierzch World RX?

11 interakcji Przejdź do dyskusji

Czy w Kapsztadzie zobaczyliśmy efektowny zmierzch World RX?

Czy w Kapsztadzie zobaczyliśmy efektowny zmierzch World RX?

Ostatnia runda Rallycrossowych Mistrzostw Świata FIA 2018 zakończyła się tak jak zdecydowana większość w tym roku. W Kapsztadzie bezsprzecznie najlepszy okazał się Johan Kristoffersson. Pytanie, czy mamy teraz powody do hucznego świętowania?

Nie chodzi tu o to, że sezon był nudny, bo mieliśmy absolutnego dominatora, który tylko raz pozwolił komukolwiek (Sebastien Loeb w belgijskim Mettet) sprawdzić jak wygląda świat z pierwszego stopnia podium. World RX w klasie Supercars jest trochę jak filmowa adaptacja ulubionej powieści. Ogląda się ciekawie nawet, jeśli znamy zakończenie.

Emocjonująco poza torem

Mimo że tytuł wśród kierowców (Johan Kristoffersson) i zespołów (PSRX Volkswagen Sweden) był już rozstrzygnięty, to w Republice Południowej Afryki emocji nie brakowało. Zwłaszcza przed samym startem weekendu na Killarney International Raceway. Kristoffersson oraz jego kolega zespołowy, także dwukrotny mistrz świata WRX, Petter Solberg nie mieli na czas dostarczonych samochodów z Europy. Kontener z Supercarami wypłynął o tydzień za późno z Antwerpii, przez co Polo R nie mogły przejść badania kontrolnego w wyznaczonym terminie.

Ostatecznie pojazdy Szweda i Norwega trafiły do portu w Kapsztadzie w piątek wieczorem, a sędziowie wydali zgodę na badanie kontrolne w dodatkowym terminie. Obaj zdążyli na pierwszy trening, w którym (jakże by inaczej) odnotowali dublet. Petter złożył o 28 tysięcznych sekundy lepszy bestlap niż Johan w rozruchowej sesji. Kwalifikacje najlepiej rozpoczął Loeb, ale od Q2 weekend układał się już pod dyktando Kristofferssona, który nie przegrał już żadnego wyjazdu na tor (w drugim półfinale wygrał oczywiście Solberg).

W finale niespełna 30-letni Szwed był zgodnie z przewidywaniami najlepszy praktycznie od startu do mety. W pożegnalnym wyścigu w Rallycrossowych Mistrzostwach Świata, Mattias Ekstrom (Audi S1) zajął 2. miejsce, co zapewniło mu na odchodne tytuł wicemistrza. Jako trzeci metę finału minął Sebastien Loeb (Peugeot 208). Jednak nie wystarczyło to do wyprzedzenia zajmującego najniższy stopień podium w punktacji Andreasa Bakkeruda, mimo że kierowca Audi zakończył występ na barierze w biegu półfinałowym. Szkoda Pettera Solberga, którego już na drugim kółku wyeliminował (jak i samego siebie) Timmy Hansen.

Wesele czy stypa?

Doszliśmy do momentu, w którym stawka World RX zrobiła kolejne spektakularne show. Można by zatem świętować, zwłaszcza że na kolejny rok do kalendarza dołączono elektryzujące lokalizacje znane ze świata wyścigów F1. Konkretnie Yas Marina w emiracie Abu Zabi (otworzy sezon), Spa-Francorchamps w belgijskich Ardenach oraz brytyjskie Silverstone, czyli gospodarz pierwszego w historii wyścigu F1.

W składzie tego prestiżowego cukierka brakuje jednak bardzo istotnych składników, bez których ciężko wyobrazić sobie mistrzostwa świata, jakie podziwialiśmy dotychczas. Chodzi rzecz jasna o zespoły fabryczne. Obserwując wycofywanie się producenckich teamów, czyli kolejno Forda, Audi i Peugeota, przypomina to niebezpiecznie klęskę widowiskowej amerykańskiej serii Red Bull Global Rallycross Championship. Jej promotor ogłosił zakończenie serialu wraz z odwrotem ekip fabrycznych. Te skierowały się do ARX (Americas Rallycross Championship), którego promotorem jest firma IMG, odpowiedzialna także za mistrzostwa świata.

Brak rywali – wadą i zaletą

Czy zatem IMG może zostać nagle pokonane własną bronią? Na horyzoncie nie widać poważnego rywala. W przyszłym roku startuje oczywiście dość ciekawa inicjatywa MJP Racing pod nazwą Global Rallycross Europe. Byłoby to wielkie zrządzenie losu, gdyby Austriacy pogrążyli WRX, ale do tego raczej nie dojdzie. MJP Promotion oferuje może znacznie niższe koszty uczestnictwa, ale wyznaje ideologię sprzeczną z zarządami koncernów samochodowych. Mianowicie chce pozostać przy silnikach spalinowych, co przy obecnych trendach może być wsparte raczej tylko przez prywatnych inwestorów.

Na placu boju pozostał w zasadzie tylko Volkswagen, choć szef VW Motorsport, Sven Smeets przyznał nie tak dawno, że niemiecka marka będzie musiała przyjrzeć się tej sytuacji. Przypomnijmy, że odroczenie elektrycznej rewolucji kategorii Supercars na 2022 r. sprawiło, że Peugeot Sport zdecydował się na rozbrat z WRX. Można sobie wyobrazić sezon 2019 z prywatnymi ekipami dysponującymi eks-fabrycznymi maszynami. Choć VW w praktyce walczy sam ze sobą, to teraz może nie mieć rywali nawet na papierze. Ciężko ocenić, czy to nie będzie godzić w powagę ich współzawodnictwa (choć należąca do koncernu VW – Skoda z przyjemnością i satysfakcją rok po roku gniecie prywaciarzy lub półfabryki w WRC 2).

W przyszłości World RX najbardziej kontrowersyjny wydaje się ostateczny termin zgłoszeń dla producentów zainteresowanych Elektrycznymi Rallycrossowymi Mistrzostwami Świata mija 29 marca 2019 r. To już naprawdę niedługo, a o pewnych kandydatach nie ma nawet przecieków. Zostało to przecież zrobione teoretycznie pod presją elektromobilnego lobby. IMG szykuje nam zatem albo świetnie skrywaną niespodziankę albo kolejne chaotyczne modyfikacje, które zgodnie z planem zlikwidują spalinowe World RX, ale niekoniecznie doprowadzą serię do ery samochodów elektrycznych.

Przeczytaj również