Mieszkamy w pięknym kraju, w którym nie brakuje wspaniałych oesów, których pozazdrościć nam może cała Europa. Nasza bogata kultura i historia sprawiają, że jest u nas wiele ciekawych miejsc do zwiedzania, jak i miejsc noclegowych na każdą kieszeń. W czym więc problem?
Mamy pełne zaplecze dla każdego fana rajdów samochodowych. Młodzi ludzie przyjeżdżający zza granicy do naszego kraju mają do wyboru mnóstwo miejsc do zwiedzania i imprezowania, które mogą zaliczyć przed rajdem, w trakcie lub po jego zakończeniu. Rodziny z dziećmi też znajdą dla siebie ciekawe atrakcje i miejsca, które mogą zwiedzić w trakcie urlopu w Polsce, któremu towarzyszy oczywiście rajd. Nawet będąc mieszkańcami Polski, jadąc na każdą rundę RSMP moglibyśmy cieszyć się takimi samymi dodatkowymi atrakcjami. W końcu odbywają się one w różnych częściach Polski. Czemu więc kibiców na odcinkach ubywa, a przeciętny KJS ma więcej zgłoszeń niż RSMP? Według mnie problem jest mocno złożony.
Zacznijmy od podstaw, czyli imprez dla amatorów. Tutaj chętnych nie brakuje. Wymagania, które musi spełniać załoga to absolutne minimum, więc wszystko jest, jak powinno. Problem pojawia się dopiero w momencie, kiedy załodze przestają wystarczać krótkie odcinki i placyki. Według regulaminów PZM w tej sytuacji kierowca może pójść dalej i wystartować w SKJS. Odcinek o długości 4 km, BK jak w rajdach okręgowych, honorowa meta, to elementy, które na pewno przyciągają! Wymagania? Owszem musimy mieć już klatkę, ale tą posiada już dużo załóg startujących w zwykłych KJS. Dochodzi nam zatem kombinezon i bielizna, oba elementy nie muszą mieć homologacji, więc koszty nie są duże. Ten poziom rywalizacji mi już się bardzo podoba. Jeśli byłby cały taki cykl imprez w roku, uważam, że miałby mnóstwo chętnych. Przeskok finansowy z KJS do SKJS nie jest bardzo odczuwalny. Niestety, tych imprez praktycznie się nie organizuje.
Na tym poziomie rozwinęły swoje skrzydła cykle, które PZM nazywa nielegalnymi. Pytanie tylko, czemu ktoś ma pretensje, że powstały imprezy, które wypełniają lukę, którą sami organizatorzy PZM stworzyli? Ten temat na razie zostawmy. Z SKJS do RO niby już nie daleko, ale jednak daleko. Początkowe koszty, żeby wystartować, są już spore. Licencja to kilkaset złotych. Następnie zakup homologowanych ubrań. Tanie buty 500 zł, kombinezon używany około 1000 zł, nowy drugie tyle, komplet bielizny to kolejny tysiąc. Od tego roku musimy jeszcze dokupić hansa, jeśli nie zrobiliśmy tego wcześniej. Mamy więc kolejne tysiąc czy półtora. A więc sam zakup ubrań kosztuje nas minimum około 3-4 tysięcy, nawet jeśli kupujemy rzeczy używane. Samochód również musi być przygotowany zgodnie z homologacją, dochodzą więc kolejne wydatki. Jeśli ktoś ma budżet, który pozwoli mu jeździć regularnie w RO to wszystko jest ok. Problem pojawia się, jeśli nie stać nas na cały cykl przykładowych mistrzostw Śląska. Zawodnicy, którzy chętnie by wystartowali w 2/3 imprezach RO w trakcie roku nie robią licencji, bo ta ogranicza im możliwości startów w innych tańszych imprezach. Rozwiązanie nie jest dobre dla żadnej ze stron.
Jeśli już regularnie startujemy w RO to teoretycznie powinniśmy chcieć iść wyżej. W praktyce jest już różnie. RSMŚL cieszą się olbrzymią popularnością nie tylko ze względu na odcinki, ale również i na poziom. Spotkałem się już z kilkoma opiniami zawodników, którzy zgodnie twierdzili, że jest zdecydowanie wyższy niż w RSMP. A co robi sam organizator mistrzostw Polski, żeby zachęcić do siebie zawodników? A no prawie nic. A jeśli organizatorowi nie zależy na zawodnikach, to jak ma działać cała reszta? Myślę, że każdy zawodnik gdzieś tam z tyłu głowy marzy o udziale w rajdzie Świdnickim lub Rzeszowskim. Natomiast same imprezy nie rekompensują im wyższych kosztów, które muszą ponieść. Poza odcinkami każdy kocha rywalizację i o to właśnie chodzi. Co za frajda zostać mistrzem Polski mając 3 lub 4 załogi, z którymi się konkuruje? Regularna meta + odrobina szczęścia może wystarczyć, żeby zdobyć tytuł. Chyba nie tędy droga.
Czy jest zatem coś, co mógłby robić PZM, żeby pomóc nowym zawodnikom i jednocześnie zwiększyć frekwencję w rajdach? Myślę, że rozwiązanie może być dosyć proste i na pewno chociaż trochę poprawiłoby sytuację w polskich rajdach. Zacznijmy od nagród. Puchary są super, gotówki nikt nie oczekuje, ale jest coś jeszcze. Nagrodą mogą być po prostu rabaty. Sami pomyślcie, wpisowe 50% tańsze dla amatora, który wygra pełny cykl SKJS w swojej klasie w kolejnym sezonie w RO. 25% rabatu na wszystkie imprezy za 2 miejsce i 25% na dwie wybrane imprezy za 3 miejsce. Pierwszy rok w RO jest najdroższy, o czym pisaliśmy już powyżej. Czy to nie zachęciłoby amatorów do robienia licencji? Choćby na rok czy dwa startów? Idźmy zatem dalej. Rabaty za wygrane w RO na kolejny rok w RSMP. Rozwiązanie jest proste i może chociaż częściowo by pomogło. Koszty startów w RSMP to oczywiście sporo więcej niż samo wpisowe, ale zawsze to jakaś dodatkowa oszczędność, choćby na paliwo. Aktualnie zdobywając mistrzostwo okręgu, mistrz nie ma żadnej nagrody poza pucharem. Nie otrzymuje niczego, co miałoby mu ułatwić kolejny sezon na tym samym poziomie lub wyższym.
Kolejną sprawą jest promotor. Strona RSMŚL jeszcze w miarę żyje w trakcie sezonu. Po sezonie, czyli od listopada jest cisza. Strona RSMP? Tu już jest znacznie gorzej. Wzmianki na temat rajdów w telewizji? A no były, 30-sekundowe, jak Kajto zdobył mistrza po raz 3 w ERC. Więcej czasu poświęca się polskiej kadrze B w piłce nożnej, która gra z San Marino. Dlaczego? Sport jest mało widowiskowy? Oczywiście, że nie! Po prostu nie ma stacji telewizyjnych na imprezach. RSMŚL postarało się, chociaż o lokalną telewizję. Ludzie nie wiedzą o rundzie mistrzostw Polski, nawet jeśli odbywa się ona kilka km od ich domów. Jeśli promotor nie robi nic, żeby przyciągać kibiców i zawodników to jak zachęcić sponsorów, bez których rajdy nie istnieją? W 2002 roku, kiedy rajd Wisły jedyny raz w historii jechał obok mojego domu, pamiętam jak dziś, że wychodząc z niego, musiałem się z bratem dobrze się zastanowić, z którego miejsca śledzić poczynania zawodników, bo tylu było kibiców na odcinkach. Ludzie mówią, że te czasy nigdy nie wrócą. Na pewno nie wrócą wielkie nazwiska tamtych czasów, ale w każdej chwili mogą się pojawić kolejne. Trzeba po prostu pomóc im się wybić. Jak zatem powinno się promować rajdy? Myślę, że wszystkich promotorów trzeba wysłać na szkolenie do Czech. Niby tuż za miedzą, a wszystko tam wygląda inaczej. Nie dziwi mnie fakt, że Szejowie i wielu innych zawodników nie chcą startować w Polsce, mając takie imprezy tuż obok. Jeśli uzdrowimy swoje podwórko, wtedy możemy liczyć, że chętnie zagoszczą u nas goście zza granicy. A może i kiedyś wróci WRC. Wierzę, że kiedyś na odpowiedni stołek trafi osoba, która kocha rajdy, a nie pieniądze.
Tekst: Izaak Chwist