Za nami podróż na Wyspę Man. Słynne na całym świecie wyścigi Isle of Man TT wciąż trwają, jednak nam dane było zobaczyć tylko… i aż dwie sesje kwalifikacyjne. Wniosek, który się nam nasuwa jest jeden – wizyta na IOM TT jest absolutną koniecznością dla każdego fana motoryzacji. Wrażenia, których dostarczają zawodnicy i emocje panujące wokół całej imprezy są jedyne w swoim rodzaju. Jesteście ciekawi jak to wygląda od strony kibica – zapraszamy na podróż.
Wszystkich was, którzy chcą odwiedzić tę legendarną imprezę uprzedzamy – nie jest to krótki, łatwy, ani tani proces. W naszym przypadku opcji dostania się na wyspę było kilka. Każda miała w sobie liczne przesiadki na lotniskach, a czas niektórych rozkładał się na 2 dni. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na opcję Kraków – Edynburg – Manchester – Isle of Man. Loty rozpoczęły się około godziny 9:00 rano. Po prawie 3 godzinach byliśmy już w szkockiej stolicy a tam… czekała na nas 6-godzinna przerwa. Była to zatem odpowiednia ilość czasu, aby przeanalizować onboardy z poprzednich lat i wybrać miejsce do oglądania na kolejne dni.
Na lotnisku w Manchesterze po krótkich odwiedzinach na Facebook’owej stronie wyścigu było już wiadomo – poniedziałkowe kwalifikacje zostały odwołane ze względu na mgłę i padający w górach deszcz. Lot bezpośrednio na wyspę był najkrótszy z wszystkich trzech, jednak też podczas niego działo się najwięcej. Ciężkie warstwy chmur powodowały spore turbulencje. Po 40 minutach byliśmy już na miejscu.
Temat w drodze z lotniska do stolicy – Douglas mógł być tylko jeden – TT. Po kilkunastominutowej podróży byliśmy już na miejscu. Wtedy jasnym stało się, dlaczego kwalifikacje zostały odwołane. Ściganie się z prędkościami sięgającymi grubo ponad 300 km/h w takich warunkach mogłoby zakończyć się tragedią.
Kibice ze wszystkich stron świata mieli do wyboru kilka możliwości noclegu – hotele, kempingi, lub przenośny hotel zwany Snoozebox. Ten ostatni dzielił się na dwa typy: małe, mieszczące tylko łóżko Snoozy:
Oraz większe, gdzie każdy pokój posiadał 2 łóżka i łazienkę:
Dla innych pozostawały hotele, bądź też wspominane już kempingi:
Wtorek rozpoczął się dla nas obserwacją pogody. Wszystko wyglądało doskonale i zapowiadało się na to, że zobaczymy na wyspie pierwsze ściganie w roku 2017. Od samego rana w okolice toru nadjeżdżały kolejne motocykle. Trzeba o tym pamiętać – Isle of Man TT to również święto kibiców.
Po pierwszym zapoznaniu udaliśmy do biura prasowego, aby odebrać niezbędną akredytację i informatory…
A następnie zawitaliśmy do Paddocku.
Nie wypadałoby wyjechać z wyspy bez poznania jej kilku tajników. Postanowiliśmy więc udać się na króciutką wycieczkę. Jakim miastem jest stolica wyspy – Douglas? Jest tam bardzo ładnie. Architektura typowo brytyjska. Wybrzeże przypomina do złudzenia miasteczko, gdzie rozpoczyna się Wales Rally GB w Rajdowych Mistrzostwach Świata – Llandudno. Douglas jest jednak nieco mniejsze. Uwagę zwracać mogło jedynie to, że większość pubów i restauracji była pozamykana, a deptak nie tętnił życiem. Jak się jednak dowiedzieliśmy – to zmienia się podczas tygodnia wyścigowego.
Jak się bardzo szybko przekonaliśmy – klimat wyspiarski ma to do siebie, że pogoda zmienić może się w przeciągu kilku minut. Około godziny 14:00 zaczął padać deszcz i wydawało się, że również wtorkowa sesja kwalifikacyjna jest zagrożona.
Równie szybko jak przyszedł – tak poszedł. Po kilku chwilach deszcz zniknął i wszystko było już jasne – zobaczymy ściganie!
Po raz pierwszy byliśmy świadkami całej procedury. Kibice ustawiali się przy drodze już począwszy od godziny 17:00. Dwa kroki w prawo, jeden w lewo, dziesięć w prawo. Każdy szukał dla siebie idealnej pozycji, aż do godziny 18:00, kiedy droga była zamknięta, wszyscy byli już na swoich miejscach. W każdym punkcie drogi po obu stronach stało kilka rzędów ludzi spragnionych emocji.
Po kilkudziesięciu minutach ścigania na motocyklach do akcji przystąpiły Sidecary.
Po zakończeniu rywalizacji wszyscy przenieśli się do Paddocku… i to pubów. Dało wyczuć się wszechobecną atmosferę święta. Kibice z wszystkich stron świata bawili się do późnych godzin wieczornych.
Środa powitała nas przepiękną pogodą. Po raz kolejny wydawało się, że nic nie przeszkodzi zawodnikom w zmaganiach. Jak wyglądało niebo o poranku? Jak na Ibizie:
Po śniadaniu postanowiliśmy zobaczyć co ciekawego organizatorzy przygotowali w sklepach z pamiątkami. Trzeba przyznać – było to zorganizowane doskonale. Koszulki, kombinezony, kaski, bilety, buty… dosłownie wszystko.
Tam też udało nam się dostać oficjalną koszulkę teamu Yamahy w bardzo przystępnej cenie.
Po zakupach nadeszła pora na kolejną na wizytę w Paddocku.
Obserwowaliśmy już ekipy pracujące nad maszynami, nadeszła więc pora na grid. Legendarna prosta start-meta. To właśnie tam stają najwięksi herosi świata w tym sporcie. Tam rodzą się legendy.
Na chwilę przed startem środowych kwalifikacji udaliśmy się na lunch. Po drodze napotkaliśmy na taki pomnik:
Po lunchu nadeszła pora na ściganie. Panowie najwyraźniej nie mieli zamiaru się oszczędzać.
Niestety, po kilkudziesięciu minutach nad wyspą znów pojawiła się mgła. Taki widok zarejestrowano z kamery na pokładzie motocykla Guy’a Martina:
Po kilku chwilach na torze pojawiła się żółta flaga. Następnie sesja została oficjalnie przerwana. O ile w momencie przerwania wyścigu pogoda w Douglas była bardzo ładna, to już po kilkunastu minutach również miasteczko spowiło się w mgle.
Nie takiego końca emocji się spodziewaliśmy. Jednak to co zobaczyliśmy było niesamowite. W czwartek rano udaliśmy się w drogę powrotną Isle of Man – Manchester – Edynburg – Kraków.
Jakie mamy przemyślenia po wizycie na Wyspie Man? Nawet dla zagorzałego fana rajdów samochodowych – TT robi niewyobrażalne wrażenie. Począwszy od panującej wtedy na wyspie atmosfery, po same wyścigi. To co robią zawodnicy podczas swoich przejazdów jest niemożliwym do opisania słowami. Każdy z riderów ryzykuje swoje życie i zdrowie. Dlaczego? Na to pytanie nie ma jasnej odpowiedzi. Wydaje się, że prestiż zwycięstwa na Wyspie Man wykracza ponad standardy ludzkiego życia. Według wielu zawodników – w obecnym świecie niewiele jest takich miejsc, gdzie można zrobić coś naprawdę niebezpiecznego. Wyspa Man to miejsce, gdzie narodziły się takie wyścigi. Ściganie się z prędkością 330 km/h między betonowymi płotami? Dla wielu ludzi to chore, dla wielu wykracza to poza normy wszelkich wyobrażeń. Można zastanawiać się, dlaczego ktoś może chcieć to robić? Praktycznie każdego roku na wyspie ktoś ginie. Jak już wspominaliśmy. Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, poza tą, że zwycięzca zapisuje się w kartach historii i bez wątpienia można przypisać mu miano bohatera.
Jesteście ciekawi jak potoczą się losy wyścigu Isle of Man Tourist Trophy w tym roku? Śledźcie naszą stronę, a także zajrzyjcie do następnego wydania Magazynu Rajdowego WRC.