Po zakończeniu kwalifikacji do Grand Prix Australii w padoku Formuły 1 wybuchła zażarta rozmowa o tzw. „party mode” zespołu Mercedesa. Patrząc na sprawę obiektywnie, dlaczego mieliby z niego zrezygnować?
Na samym początku w wątpliwość należy poddać istnienie jakiegokolwiek trybu imprezowego, chociaż w tym przypadku lepiej brzmi po prostu angielskie party mode. Zespół niemieckiego producenta, jak i sami zawodnicy twierdzą, że niczego takiego nie ma, a Hamilton miał w trakcie całych kwalifikacji jechać na tym samym trybie. No ale przecież PR, to PR. Przecież nikt nie powie, że mają jakiś guziczek, który niszczy nagle całą stawkę. Chociaż w sumie, to mogliby to zrobić, bo przecież nie robią niczego zakazanego?
Powiedzmy sobie wprost, to co nie jest zabronione, jest dozwolone. Jeśli w Mercedesie jest jakiś party mode na kwalifikacje, to po prostu jest i zawodnicy z niego korzystają wtedy, kiedy potrzebują. Gdyby coś w bolidzie było sprzeczne z regulaminem technicznym, to przy tak negatywnych komentarzach reszty już dawno zostałoby wykryte przez FIA, a na Mercedesa posypałyby się kary i dyskwalifikacje. Ale nic takiego się nie dzieje, a to oznacza, że niemiecki konstruktor ma po prostu technologiczną przewagę nad resztą, z której może korzystać i umiejętnie to robi.
Party mode było przedmiotem dyskusji już w ubiegłym sezonie. Wszyscy od dawna wiedzą, że coś takiego istnieje/może istnieć w bolidzie Mercedesa, jednak jakoś nikt nie pokusił się o wprowadzeniu podobnego rozwiązania u siebie. Czasami brakuje gdzieś kilku setnych, naciskasz guzik i masz pełną moc. Chociaż swoją drogą to też bardzo ciekawe zagadnienie, bo kiedy zespół nie używa specjalnego trybu np. w treningach, to znaczy, że nie używa nawet pełnej mocy samochodu, a potrafi wygrać. No więc o czym my tutaj rozmawiamy? Reszta taka słaba, czy Mercedes taki dobry? Mało istotne, wystarczyło przecież zrobić lepszy bolid.
Cała ta sytuacja przypomina mi trochę WRC i dominację Volkswagena. Polo R WRC było po prostu najlepsze i nie miało sobie w stawce mistrzostw świata równych. VW było maszyną do wygrywania, z której zawodnicy potrafili umiejętnie skorzystać. W jakiej sytuacji był M-Sport, Citroen, czy Hyundai? Mało istotne. Mieli gorsze auto, więc przegrywali. Na jakiej podstawie śmie się sugerować, że Mercedes nie powinien używać party mode? To tak jakby powiedzieć inżynierom Volkswagena: panowie, widzicie, że nie umiemy za wami nadążyć. Zróbcie to Polo ze 20 koni słabsze, albo poproście zawodników, żeby nie jechali na maxa, bo nie umiemy z wami walczyć. Przecież to jakieś kompletnie niedorzeczne. To tak, jakby piłkarze angielskiego West Bromwich Albion mieli pretensje do piłkarzy Manchesteru City, że oni są na ostatnim miejscu w tabeli, a Manchester na pierwszym. Lepsze obiekty treningowe, lepszy skład, lepsze… wszystko. Więc jak to się mówi: sorry, ale taki mamy klimat.
Psioczenie konkurencji Mercedesa jest dla mnie troszkę niezrozumiałe. Owszem, rozumiem ich irytację i frustrację, ale ona wynika po prostu z tego, że na ten moment mają słabsze konstrukcje, niż Mercedes i przy okazji kwalifikacji w normalnych warunkach nie są w stanie z nimi konkurować. Skoro party mode nie jest zabronione, to dlaczego inni mają o niego pretensje? No tak, zawsze lepiej patrzyć na innych, niż skupić się na sobie.
fot. Mercedes-AMG F1
Tagi: F1, Formuła 1, Australia