W ostatnim czasie postanowiliśmy poświęcić kilka godzin i sprawdzić dogłębnie najnowszą grę od Codemasters – Dirt 4. Tym, którzy już zdążyli ją kupić nic nie podpowiemy, jednak niezdecydowanych gorąco zachęcamy. Jak gra wygląda w porównaniu do jej poprzedniczki – Dirt Rally?
Przede wszystkim jest o wiele bardziej rozbudowana. Mamy do wyboru więcej trybów jazdy, każdy z nich jest większy i dostarcza kompletnie innych wrażeń i emocji. Jak przystało na fanatyków rajdów samochodowych, pierwsze kroki skierowaliśmy do trybu Rally. Tam czekają na nas tysiące kilometrów tras w Australii, Hiszpanii, Szwecji, Walii i Stanach Zjednoczonych. Każdy z tych rajdów jest kompletnie inny. Szutry, asfalt, śnieg, błoto, szybko, technicznie – dla każdego coś dobrego. Jeśli chodzi o sam gameplay, to poprzedniczka zdążyła nas już przygotować, że nie będziemy mistrzami świata po paru minutach. Aby zrozumieć w odpowiednim stopniu zachowanie poszczególnych samochodów czasem potrzebne są długie tygodnie przed konsolą, czy też komputerem. Nie zmienia to faktu, że jedzie się przyjemnie. Nie mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem, kiedy naciskamy gaz na starcie i puszczamy go na mecie, a przeciwników pokonujemy o 40 sekund. Kierownica przekręcona stopień za słabo, gaz wciśnięty za mocno… wystarczy lekki błąd aby zobaczyć jakie piękne drzewa, pola i skały przygotował poza trasą producent. Należy wspomnieć, że ze względu na brak oficjalnej licencji WRC, najwyższą klasą samochodów w Dirt 4 jest R5. Kompletnie osobnym rajdowym trybem w grze są historyki, tam dostajemy równie ciekawą zabawę.
Z odcinków specjalnych przenosimy się na tory. Nowością w grze jest Landrush – terenowe wyścigi na dwóch torach w Stanach Zjednoczonych i jednym w Meksyku. Do wyboru mamy szeroką paletę pojazdów, od małych buggy, po potężne, 900-konne amerykańskie potwory. Należy tutaj stwierdzić jasno – nikt nie kupi gry Dirt 4 ze względu na Landrush, jednak jest on bardzo ciekawym rozwinięciem gry i z całą pewnością nikt nie może narzekać na te widowiskowe rozgrywki.
I wreszcie… to, za co producentowi należą się chyba największe brawa – rallycross. Po ciężkich początkach na nowych rajdowych trasach i rozbiciu kilku pięknych aut postanowiliśmy przenieść się na tor do norweskiego Hell. Znany doskonale i z relacji World RX i z poprzedniej edycji gry, więc na pozór powinno być ok., zapięliśmy wirtualne pasy w Fordzie Focusie RS RX, zaciągnęliśmy ręczny i ruszyliśmy na trasę. I jak było? Fantastycznie! Kolejny raz producent staje na wysokości zadania i dostajemy doskonałe rallycrossowe ściganie. Do wspomnianego już Hell, szwedzkiego Holjes i angielskiego Lydden Hill dostajemy w Dirt 4 również francuskie Loheac i portugalskie Montalegre. Po kilku okrążeniach nowych torów przyjemność z jazdy jest już ogromna. W końcu… jak mogłoby być inaczej, wyścigi rajdowe 600-konnych potworów ze skokami, uślizgami i kosmicznym przyśpieszeniem – to nie mogło się nie udać. Nie bez powodu coraz częściej mówi się, że rallycross może zostać w najbliższej przyszłości nowym królem motorsportowego świata.
Tagi: Rajdy Rallycross Dirt