Krzysztof Hołowczyc wykonał swoje zadanie

Krzysztof Hołowczyc wykonał swoje zadanie

Holowczyc1

Podaj dalej

Po raz 24. Krzysztof Hołowczyc wziął udział w wielkim święcie motorsportu jakim jest Rajd Polski. Trzykrotny zwycięzca tej imprezy jadąc w parze z Maciejem Wisławskim pełnił funkcję samochodu „0″ będącego ostatnią instancją dbającą o bezpieczeństwo na odcinkach specjalnych ORLEN 74. Rajdu Polski.

Mazurski klasyk po raz kolejny nie zawiódł i dostarczył kibicom ogromnych emocji.

Prowadzenie w rajdzie zmieniało się aż dziesięciokrotnie, a zwycięsko z tej walki wyszedł Belg Thierry Neuville, dla którego była to piąta wygrana w karierze. Zakończony w niedzielę rajd stanowił ucztę dla fanów motorsportu, a w pracy organizatora, który zapewniał bezpieczeństwo na wszystkich odcinkach specjalnych pomagali legendarni Hołek i Wiślak. Jadąc na kilka minut przed czołówką WRC prezentowali przedsmak tempa, którym najlepsi kierowcy świata pokonywali mazurskie szutry.

Mistrzowie Europy z 1997 roku prowadzili na Rajdzie Polski równie legendarny jak oni samochód – Subaru Imprezę – z którą od lat są kojarzeni. Rajdówka pieszczotliwie określana jako „babcia” dzielnie stawiała czoła wymagającym warunkom i po raz kolejny cieszyła wieloma poślizgami licznie zgromadzonych przy trasie kibiców.

Dla Hołowczyca i Wisławskiego nie była to jednak zabawa, a niezwykle odpowiedzialne zadanie startu w charakterze auta funkcyjnego.

Wiedzieliśmy co mamy tutaj do zrobienia, więc nie było ciśnienia, żeby się ścigać. Potrafię jechać bardzo szybko i widowiskowo, ale nie mieliśmy tutaj presji czasu wymagającej pilnowania każdego ułamka sekundy. Wtedy byłaby to zupełnie inna jazda. Staraliśmy się pokazać kibicom jak jeździły dawne samochody WRC, jakie potrafiły robić show i jak długie boki można było puszczać takimi autami. Myślę, że udawało nam się to zrobić. Słyszeliśmy bardzo miłe komentarze ze wszystkich stron, ludziom podobał się ten styl, który był kiedyś – mówi Krzysztof Hołowczyc.

Trasy ORLEN 74. Rajdu Polski były rewelacyjnym poligonem doświadczalnym dla marki Breck:

W trakcie rajdu testowaliśmy również hamulce. Próbowaliśmy różnych mieszanek klocków i bardzo dobrze się one spisywały przy dużych prędkościach, a osiągaliśmy nawet 190 km/h. Zapewniały nam cały czas dużą stabilność hamowania, która była dla nas niezwykle istotna. Mogę śmiało stwierdzić gotowość sportowych klocków Breck. Ich dalszy rozwój był również esencją naszej tutejszej pracy. A tak ciężki rajd, na którym trzeba hamować do samego końca jest najtrudniejszym testem, który potwierdza, że w warunkach bojowych te klocki się sprawdzają – podsumowuje Hołek.

Start z Maćkiem Wisławskim u boku również wprowadził lekką nutę nostalgii:

Na pewno byliśmy wraz z Wiślakiem najstarszą załogą w rajdzie, ale wszyscy ciągle podkreślają, że nasz „performance” sportowy był bardzo wysoki. Dla niektórych było to wręcz szokujące, że można tak jeździć. Jednak tego się nie zapomina, tak jak pływania. Szybkości nie da się tak nagle schować i stwierdzić, że teraz będziemy jechali wolno. Muszę jednak podkreślić, że jestem zawodnikiem rajdów cross-country i to był dla mnie przede wszystkim fantastyczny trening. Jeżdżenie szybszymi samochodami niż te z rajdów terenowych i ich zupełnie inne reakcje powodują, że po powrocie za kierownicę Mini jest mi znacznie łatwiej. Warto to było zrobić i dziękuję Breckowi za szansę ścigania się i dalszego rozwoju. Razem pojedziemy przecież też Baja Poland już pod koniec sierpnia – zapraszam wszystkich do kibicowania – kończy Krzysztof Hołowczyc.

Przeczytaj również

Redakcja WRC News

Redakcja WRC News