Filip Nivette i Kamil Heller przypieczętowali w Lublinie tytuł Rajdowych Samochodowych Mistrzów Polski 2017. Jakie emocje i wrażenia towarzyszyły kierowcy Skody Fabii R5 na mecie?
Zrobiliście to na co czekaliście od wielu miesięcy. Tytuł jest wasz.
Nie wiem co mam powiedzieć. Naprawdę. W 2003 roku jechałem tutaj swój pierwszy rajd w życiu. Najlepsze było to, że walczyłem wtedy na pożyczonych od mojej mamy zimowych oponach. Oczywiście bez serwisu. Teraz przypieczętowaliśmy tutaj tytuł mistrza Polski. Fajne miejsce.
Byliście konsekwentni w swoich poczynaniach. To przyniosło rezultaty.
Na jedną eliminację przed zakończeniem sezonu mamy na swoim koncie cztery wygrane rajdy z pięciu możliwych. Do tego zebraliśmy największą ilość odcinków specjalnych i kilka kompletów punktów. Ze statystyką się nie dyskutuje.
W Lublinie postawiliście kropkę nad i.
Tak, udało się przypieczętować tytuł. To ważny dzień. W ten weekend faktycznie zdominowaliśmy zmagania podczas Rajdu Nadwiślańskiego, z czego bardzo się cieszę. Udowodniliśmy, że cały ten sezon to nie był przypadek. Dziesięć z jedenastu odcinków specjalnych zorganizowanych w okolicach Lublina padło naszym łupem.
Dużo wysiłku włożyłeś w osiągnięcie tego sukcesu?
To nie była tylko moja praca. Bardzo dziękuję Kamilowi za to, że zdecydował się mi zaufać i teraz zbieramy tego rezultaty. To również oczywiście wielka zasługa całego zespołu. Ciężko pracowaliśmy na ten tytuł przez długie lata, a szczególnie przez ostatnie półtora sezonu. Udało się spełnić wielkie marzenie, które od dziecięcych latach kiełkowało w mojej głowie. Jestem mega wzruszony i szczęśliwy.
Jakie są twoje dalsze plany?
Powiem szczerze, że nie wiem. Nie myślę teraz o tym. Na pewno po ceremonii mety planuję odpalić sobie zasłużonego drinka. Wiem też, że jutro nie idę do pracy, a nad tym co dalej, będę się później zastanawiał. Dziękuję wszystkim kibicom za wsparcie w całym sezonie. Byliście ważną częścią naszego sukcesu.
Gratulacje raz jeszcze.
Dziękuję. Dzisiaj mówię dziękuję, bo to już się stało!
Tagi: Filip Nivette, Kamil Heller