Jego korzenie sięgają nazistowskich Niemiec, zaś szczyt popularności osiągnął w erze kultury hipisowskiej. O kim mowa? Oczywiście o Volkswagenie Garbusie, który we współczesnej odsłonie po raz ostatni opuścił fabrykę w Meksyku. Nigdy nie sądziłem, że dzień zakończenia produkcji Beetle’a będzie można nazwać smutnym dniem dla całej motoryzacji. A jednak!
Mówi się, że popularny garbus powstał z inicjatywy Adolfa Hitlera, który w 1933 r. nakazał stworzyć „samochód dla ludu”. Pojazd miał pomieścić dwoje dorosłych i trójkę dzieci, pokonując drogi ze średnią prędkością 100 km/h.
Projektantem, który stworzył podwaliny pod późniejszego garbusa, był Ferdinand Porsche – ten sam, który w późniejszych latach zaprojektował kultowe modele Opla…
Żartowałem, oczywiście chodziło o kultowe modele Porsche. Chociaż za sukces tej marki bardziej odpowiadał syn Ferdinanda – Ferry.
Garbi super bryka
Wracając jednak do Garbusa, warto zaznaczyć, iż samochód ten był produkowany przez okres tak nieprzyzwoicie długi, że brakuje przymiotnika, aby w pełni to opisać. 65 lat! To znaczy, że Garbus był najdłużej produkowanym modelem w historii motoryzacji. W latach 1938-2003 z fabryki wyjechało ponad 21 mln egzemplarzy tego samochodu.
Oto najstarszy znany Garbus, numer nadwozia 20!
To wszystko jest naprawdę imponujące, ale…
New Beetle to był wóz!
Pokolenie dzisiejszych 20- i 30-latków chyba jednak bardziej utożsamia się z nowszą odmianą Garbusa, czyli modelem New Beetle. To właśnie on wyzionął ducha na taśmie meksykańskiej fabryki w Puebli, kończąc swoją ponad 20-letnią historię, która rozpoczęła się w 1997 r.
New Beetle osiągnął szczyt popularności w latach 1999-2001 – przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki sprzedaży. Na przełomie wieków samochód kupowano w Europie na poziomie 40 tys. egzemplarzy rocznie. W USA było to nawet dwukrotnie więcej!
Były to czasy, gdy na listach przebojów królowały utwory Vengaboys, a ludzie myśleli, że Internet to takie miejsce, gdzie dzieci i młodzież wyjeżdżają się uczyć.
Może i sprzedaż Beetle’a nie była szczególnie oszałamiająca, ale nie ma co ukrywać, że samochód nigdy nie należał do tanich. Można by rzec, że ze swoim nowoczesnym wyglądem i specjalnym miejscem na kwiatek w desce rozdzielczej, Beetle przysługiwał tylko wybranym.
W Polsce nagromadzenie New Beetle’a na drogach zauważyłem dopiero w okolicach 2008 r., czyli w momencie, gdy 10-letnie egzemplarze sprowadzano do nas z Niemiec.
Moje greckie wakacje
Sam po raz pierwszy miałem okazję przejechać się New Beetle’em dopiero w ubiegłym roku, gdy spędzałem wakacje na greckiej wyspie Kos.
Ponieważ na Kosie nie ma wiele rzeczy do roboty, a wyspa jest stosunkowo mała, wypożyczalnie samochodowe cieszą się w tym miejscu dużym zainteresowaniem.
Zmęczony New Beetle Cabrio to był właśnie ten samochód, po który sięgnąłem bez zastanowienia, gdy tylko przekroczyłem próg wypożyczalni.
Pod maską srebrnego „chrząszcza” znajdowało się imponujące 1.4 o mocy 75 KM. Licznik wskazywał na przebieg 90 tys. km, ale zużyte wnętrze sugerowało, że na wyświetlaczu powinno widnieć jeszcze jedno zero.
Kiedy Beetle miał wjechać pod górkę, silnik zaczynał dziwnie jęczeć, a wskazówka prędkościomierza dyskretnie się cofała. To był naprawdę fajny wóz.
Najbardziej zapamiętam widok szerokich błotników w bocznych lusterkach. Dodatkową atrakcją był ściągany dach. Wszystko to powodowało, że w starym Beetle’u można było poczuć się na drodze jak gość.
Czemu to już koniec?
Można się doszukiwać różnych powodów, dla których zakończono produkcję Beetle’a. Wyniki sprzedaży dla tego modelu nigdy nie były szczególnie imponujące – szczególnie przy okazji najnowszej generacji (30 tys. egzemplarzy w Europie i USA w zeszłym roku), ale warto byłoby jeszcze wskazać, dlaczego tak się stało.
Może nie wytrzymał konkurencji z Mini Cooperem i Fiatem 500? Może pognębiła go moda na przerośnięte SUV-y? A może po prostu nie wpisuje się dłużej w politykę Volkswagena? Możemy tylko spekulować.
Ostatni egzemplarz Beetle’a zjechał z fabryki w Puebli 10 lipca 2019 r. i trafił prosto do muzeum. W ten sposób symbolicznie dołączył do Audi TT. Ciekawe, kto jeszcze czeka w kolejce.
Samochody sportowe, które kiepsko się sprzedają. Kultowe modele mogą zniknąć z rynku