Kilka dni temu poruszyliśmy temat Fernando Alonso i jego aspiracji do zdobycia potrójnej korony motorsportu. Czwartkowego poranka dotarła do nas informacja, która oznacza, że Hiszpan będzie niesamowicie blisko drugiego kroku do korony, czyli zwycięstwa w Le Mans.
O łączeniu Fernando Alonso z potrójną koroną pisaliśmy -> tutaj <-. Szybko okazało się, że w nadchodzącym sezonie Hiszpan będzie blisko wykonania drugiego kroku, po zwycięstwie w Grand Prix Monako Formuły 1. Zespół Toyota Gazoo Racing ogłosił dziś swoje szczegółowe plany na ten rok, gdzie uwzględniony został też Alonso.
Urodzony w Oviedo, 36-letni zawodnik w trakcie całego sezonu Długodystansowych Mistrzostw Świata zasiadał będzie za kierownicą Toyoty TS050 z numerem 8 wspólnie z Sebastienem Buemim oraz Kazukim Nakajimą. Biorąc pod uwagę wycofanie Porsche z WEC, Toyota ma monopol na zwycięstwo w legendarnym wyścigu 24 godziny Le Mans. Zapowiada się zatem walka pomiędzy bolidem z Hiszpanem, a tym z numerem 7, gdzie pojadą Mike Conway, Kamui Kobayashi oraz Jose Maria Lopez.
Taki obrót spraw stawia Fernando Alonso w dosyć ciekawej sytuacji, bo będzie on teraz łączył WEC z Formułą 1, czyli w nadchodzącym sezonie czeka go co najmniej 25 wymagających wyścigów. Kalendarze obu tych serii są tak skonstruowane, że większość rund się ze sobą nie pokrywa, za wyjątkiem jednej. Grand Prix Stanów Zjednoczonych F1 i 6-godzinny wyścig na Fuji odbywają się w weekend 19-21 października, więc tutaj na Hiszpana czekać będzie ważna decyzja.
Wydaje się, że dzięki takiemu połączeniu Alonso może stać się jeszcze bardziej wszechstronnym kierowcą, a co najważniejsze, jedna seria nie będzie zakłócała przygotowań do drugiej. W końcu to dalej jednomiejscowy bolid i tory F1, lub bardzo do nich zbliżone. Inaczej sprawa wyglądałaby, gdyby Fernando chciał sobie ot tak zaliczyć sezon serii NASCAR, czy Rajdowych Mistrzostw Świata. Jednego możemy być pewni, w całym tym zamieszaniu chodzi o to, żeby Hiszpan wygrał legendarne Le Mans. A później…? Później zostanie już tylko Indy 500.