2017 rok był po części przełomowym w karierze Otta Tanaka. Malcolm Wilson po raz kolejny zaufał wtedy Estończykowi, a jego partnerem zespołowym został Sebastien Ogier. Wtedy też zaczęły się zwycięstwa.
Już wcześniej Tanak radził sobie znakomicie na szutrze. Wychowany na luźnej nawierzchni w Estonii znakomicie czuł się m.in. w Rajdzie Polski. Ott był uważany za kierowcę, który popełnia mnóstwo błędów, przez co wciąż nie miał na swoim koncie zwycięstwa w rundzie WRC.
W 2017 roku wszystko się zmieniło, bo Tanak wygrał Rajd Sardynii. Wtedy stało się coś, na co wszyscy od dawna czekaliśmy. Ott zdjął z siebie klątwę i sporo udowodnił – nie tylko całemu światu, ale przede wszystkim samemu sobie.
Ale to jeszcze nic. Postrzeganie Tanaka zmieniło się dopiero podczas Rajdu Niemiec 2017. Wtedy to ówczesny kierowca M-Sport Forda pokazał całemu światu, że jest kierowcą kompletnym. O ile znaliśmy jego potencjał na szutrze, nie podejrzewaliśmy, że Ott może sięgnąć po taki wynik na asfalcie, szczególnie w tak trudnym i wymagającym rajdzie, jak ten w Niemczech.
Tanak wygrał co prawda zaledwie pięć oesów, ale na prowadzenie wskoczył już na OS7 Grafschaft 2 i utrzymał go do samego końca, do OS21 St. Wendeler Land 2. Estończyk przejechał ten rajd po profesorsku. Atakował kiedy trzeba, później kontrolował bezpiecznie sytuację. Nagle dostrzegliśmy w nim cechy wielkiego mistrza.
A to był ledwie początek. Od tamtej chwili Tanak przed każdym rajdem uważany jest za faworyta do zwycięstwa. Nagle pojawiła się prędkość, której w stawce nie ma nikt inny oraz – co najważniejsze – konsekwencja. Czy ta wspaniała droga zostanie dopełniona mistrzostwem? Teraz Tanak jest tego bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej.