WRC Motorsport&Beyond

WRC: 15 lat temu Sebastien Loeb dokonał niemożliwego i zaczął bezwzględne rządy

W niedzielę, 8 lutego 2004 r. świat rajdów przecierał oczy ze zdumienia. Skandynawski bastion w WRC, czyli Rajd Szwedzki wygrał 28-letni Alzatczyk – Sebastien Loeb z pilotem Danielem Eleną.

Zwycięstwo w pełni zimowej rundzie Rajdowych Mistrzostw Świata przez lata wydawało się nieosiągalne dla kierowców spoza Półwyspu Skandynawskiego. W mistrzowskich latach Tommiego Makinena (1996-1999), czterokrotnie drugi był Carlos Sainz i to jego upatrywano do ewentualnego dokonania wspomnianego wyczynu.

Faworytem do wygranej był jednak Marcus Gronholm. Fin wygrał pierwszy odcinek specjalny, choć nie czuł się zbyt pewnie za kierownicą nowego fabrycznego Peugeota 307 WRC. Popularny „Wieloryb” nie był tak udany jak jego poprzednik 206 WRC, co dało się we znaki na trzecim oesie, mierzącym ponad 50 kilometrów! – Straciłem wspomaganie, więc jestem teraz „trochę” zmęczony – mówił Gronholm na mecie, ocierając pot balaklawą.

Strata sięgnęła blisko minuty. W tej sytuacji na prowadzenie wyszedł Ott Tanak ubiegłej dekady, czyli Markko Martin – wtedy lider fabrycznej ekipy Forda. Marcus miał szczęście, że po pechowym odcinku zaplanowano serwis, na którym naprawiono wspomaganie. W powtórce 52,57-kilometrowego Granberget uzyskał drugi czas za ponownie najszybszym Martinem. Estończyk zakończył dzień z przewagą 23,3 sekundy nad Sebastienem Loebem, który wygrał krótki Hagfors Sprint.

Gronholm wziął się za odrabianie strat i po trzech zwycięstwach oesowych był już w czołowej trójce. Markko Martin kontrolował przewagę do OS11, na którym popełnił błąd uszkadzając lewe tylne zawieszenie o kamień schowany w bandzie śnieżnej (wideo powyżej). Prowadzenie sensacyjnie przejął Loeb, który wtedy był już liderem punktacji kierowców po triumfie w Rajdzie Monte Carlo. Jadący niezwykle czysto Francuz zdołał wygrać 2 odcinki. Marcus Gronholm postanowił bardziej przycisnąć, aby dopaść 28-latka, ale zaliczył piruet, zdejmując przednik zderzak z 307 WRC.

Przewaga Loeba urosła do ponad 40 sekund i zaczęło pachnieć sensacją. Przed startem do niedzielnych odcinków dwukrotny mistrz WRC wydawał się być pogodzony z porażką. – Nie, strata jest chyba zbyt duża – dywagował Marcus Gronholm. – Może być ciężko. Jednocześnie trywializował możliwość przerwania skandynawskich rządów w Rajdzie Szwedzkim. – Czemu nie? – skwitował „Bosse”. – Jest dobry. To nawierzchnia nie należy do nas. Jest dla każdego – dodał z uśmiechem.

Marcus spróbował jednak zaatakować. To znowu się nie opłaciło. Kolejny piruet oznaczał, że młody Francuz miał ponad minutę przewagi. Loebowi pozostało trzymać się linii i nie popełnić większego błędu. Plan został wykonany w 100% i Alzatczyk jeszcze zanim został mistrzem świata, trwale zapisał się na kartach historii WRC.

Bycie pierwszym nie ze Skandynawii, który tu wygrywa to naprawdę fajne, ponieważ to udowadnia, że nie tylko oni mogą jeździć najszybciej po tego typu drogach – powiedział Loeb na gorąco po mecie ostatniego odcinka. – To więcej niż mogliśmy się spodziewać, więc jesteśmy bardzo szczęśliwi – dodał na końcowym serwisie.

Dalsza historia jest już znana. Sebastien Loeb i Daniel Elena w tak przełomowy sposób rozpoczęli marsz po 9 tytułów mistrzowskich z rzędu. Tym samym zapoczątkowali też nową tradycję. W Rajdzie Szwedzki, a od 2010 r. Rajdzie Szwecji wygrywają tylko kierowcy ze Skandynawii lub mówiący po francusku (Sebastien Loeb, Sebastien Ogier, Thierry Neuville).