Przed Rajdem Wielkiej Brytanii 2003 Richard Burns nie miał już szans na zdobycie tytułu. Dla niego ta impreza była ostatnią okazją do wywalczenia zwycięstwa w rundzie WRC za kierownicą Peugeota. Dwa miesiące wcześniej Anglik obwieścił światu, że po dwóch sezonach spędzonych za kierownicą 206 WRC wraca do teamu Subaru, z którym w 2001 roku sięgnął po upragnione mistrzostwo. 32-letni wówczas Burns miał wspólnie z Petterem Solbergiem stworzyć prawdziwy dream team, który zatrzyma francuską myśl techniczną. Tak się jednak nigdy nie stało. Dziś mija 15 lat od śmierci rudowłosego chudzielca z Reading.
Z Rajdem Wielkiej Brytanii 2003 mam dość ciekawe wspomnienia. Rok wcześniej podczas wakacji w typowo męskim gronie, jeden z kumpli wziął na urlop swojego ówczesnego szefa – dość nieśmiałego, ale bardzo uprzejmego i – jak się później okazało – rozrywkowego Walijczyka, który co prawda wtedy mieszkał w Gliwicach, ale jego rodzinnym miastem było Newport zlokalizowane nieopodal Cardiff, które w tamtym czasie stanowiło bazę Wales Rally GB.
Z wizytą u Paula
Co ciekawe Paul nie miał pojęcia, że tuż obok jego domu odbywa się finałowa runda mistrzostw świata. Rok po wspomnianych wakacjach pojawił się u mnie pomysł na wyjazd do Walii – w sezonie 2003, po Szwecji i Niemczech miała to być trzecia zaliczona przeze mnie runda mistrzostw świata.
Czym prędzej napisałem zatem maila do Paula czy jest szansa – nazwijmy rzeczy po imieniu – wprosić się do niego na kilka dni. Ku mojemu zaskoczeniu Paul bardzo entuzjastycznie podszedł do tego pomysłu podkreślając równocześnie, że ma w tym czasie urlop i chętnie odbierze nas z lotniska w Londynie, a w kolejnych dniach będzie z nami jeździł po walijskich oesach.
Dramat w Porsche
Droga ze stolicy Wielkiej Brytanii do Walii wiedzie autostradą M4, którą i my przemieszczaliśmy się w to środowe przedpołudnie 5 listopada 2003 r. Kilka dni wcześniej tą samą trasą podążało Porsche 911, w którym siedziało dwóch czołowych zawodników mistrzostw świata.
Za kierownicą siedział Richard Burns, a na lewym fotelu ówczesny lider teamu Forda, Markko Martin. W pewnym momencie Anglik zasłabł i osunął się na kierownicę. Estończyk wykazał się nie lada refleksem, bowiem czym prędzej chwycił za wolant i zjechał na pobocze zapobiegając wypadkowi.
Bezlitosna diagnoza
Do Cardiff dotarł tylko Martin, który ostatecznie wycofał się z tamtego rajdu po awarii silnika. Richard Burns został przetransportowany do szpitala w Londynie, gdzie po wnikliwych badaniach lekarze wykryli w jego mózgu guza. Astrocytoma, czyli odmiana glejaka – tak brzmiała początkowa diagnoza, jaką wraz Richardem usłyszała jego najbliższa rodzina oraz życiowa partnerka Zoe Keen (dziś Zoe Scott), z którą od kilku lat wiódł sielskie życie w Andorze.
Szybko stało się jasne, że starty Burnsa w sezonie 2004 za kierownicą Subaru u boku świeżo upieczonego mistrza świata, Pettera Solberga trzeba było odłożyć na boczny tor. Anglik rozpoczął bowiem intensywną radioterapię, która dawała choć cień szansy na powrót do zdrowia.
Pod koniec 2004 roku Burns miał remisję choroby, ale chwilę po Bożym Narodzeniu jego stan zaczął się gwałtownie pogarszać. We wrześniu 2005 pojawił się nawet na w roli kibica podczas Rajdu Wielkiej Brytanii. Do tej pory niezwykle wysportowany człowiek, tym razem poruszał się już na wózku. Gołym okiem było widać, że powoli gaśnie. Burns zmarł w piątek 25 listopada w londyńskim szpitalu Wellington, dokładnie cztery lata po zdobyciu swojego jedynego tytułu mistrza świata. Miał zaledwie 34 lata.
W cieniu Colina
Richard Burns był kierowcą niezwykle szybkim i przede wszystkim skutecznym. Miał jednak pecha, bowiem jego kariera zbiegła się z sukcesami wielkiej trójki drugiej połowy lat ’90 – Colina McRae, Tommiego Makinena i Carlosa Sainza.
W Wielkiej Brytanii „Burnsie” zawsze był nieco w cieniu Latającego Szkota, a lokalni dziennikarze podsycali fałszywe konflikty między tą dwójką. W rzeczywistości Colin i Richard bardzo się lubili i przede wszystkim szanowali. Do 1995 roku byli nawet partnerami zespołowymi w Subaru. Potem Richard przeszedł do ekipy Mitsubishi, w której królował Tommi Makinen.
Mimo dominacji Fina, Anglikowi udało się wygrać w ekipie z Rugby dwa rajdy, a dzięki zwycięstwu w Wielkiej Brytanii w 1998 roku, Mitsubishi przypieczętowało swój jedyny tytuł w kategorii producentów.
Trzy zwycięstwa w domu
Na przełomie wieków finałowa runda mistrzostw świata miała wymiar ogólnonarodowy. Głównymi faworytami do zwycięstwa zawsze byli bowiem lokalni bohaterowie, czyli Colin i Richard. W tamtym okresie z tego pojedynku zawsze obronną ręką wychodził ten drugi, który po wygranej w Mitsubishi w 1998 r., dorzucił triumfy w dwóch kolejnych edycjach już za kierownicą Subaru.
Podobnie jak w Polsce, sezon 2001 był bodaj najlepszy w historii, a przynajmniej najbardziej zacięty. Przed finałowym starciem w Walii było aż trzech kandydatów do mistrzowskiego tytułu. Najmniejsze szanse miał właśnie Burns, który w całym sezonie wygrał tylko jeden rajd (Nowa Zelandia). McRae i Makinen odpadli jednak dość szybko z zawodów co utorowało Anglikowi drogę do tytułu.
Jeszcze przed jego przypieczętowaniem w Margam Park, stało się jasne, że Burns zasili w sezonie 2002 barwy Peugeota. Pierwsze rozmowy na temat tego transferu miały miejsce półtora roku wcześniej w Portugalii. Richard obawiał się jednak przejścia do francuskiej ekipy głównie z obawy na tzw. szok kulturowy. Odpowiednim wabikiem na pewno były pieniądze. Anglik miał bowiem zostać najlepiej opłacanym kierowcą w parku serwisowym.
Powrót, którego nie było
Transfer z Subaru do Peugeota nie był do końca udany. Przez dwa bite sezony Burns jeździł w cieniu świetnie dysponowanego Marcusa Gronholma, który w tym czasie wygrał aż dziewięć rajdów i sięgnął po mistrzostwo świata. Richard miał na koncie zero zwycięstw i tyleż samo kolejnych tytułów.
Pewnie owa frustracja oraz tęsknota za angielskim zespołem, z którym święcił swoje największe triumfy przyczyniła się do decyzji Burnsa o powrocie do Subaru. Powrocie, do którego tak naprawdę nigdy nie doszło.