WRC Motorsport&Beyond

Sonik wciąż odrabia straty

Rafał Sonik i Kamil Wiśniewski, polscy quadowcy na tegorocznym Rajdzie Dakar, z szerokimi uśmiechami dotarli na biwak w San Salvador de Jujuy na północy Argentyny. Obaj zawodnicy zrealizowali swój plan, awansując o kolejne pozycje w stawce.

To może być jeden z tych etapów, który będzie decydować o losach rywalizacji – mówił Rafał Sonik na starcie trzeciego dnia Rajdu Dakar. Czy słowa Sonika będą prorocze dowiemy się dopiero za jakiś czas, jednak już dziś wiemy, że nasz zawodnik awansował o kolejne sześć pozycji w klasyfikacji generalnej.

A warunki na trasie nie były łatwe. O uboższym we wskazówki, a wręcz lakonicznym roadbooku mówią już niemal wszyscy uczestnicy południowoamerykańskiej Odysei. W początkowej partii najdłuższego jak dotąd odcinka specjalnego, gubili się najlepsi motocykliści, jak i czołowi quadowcy.

To był moment, w którym mogłem zostać liderem, ale niestety sam również popełniłem błąd. Naprawiłem go jednak zdecydowanie szybciej niż pozostali. Na 40. kilometrze przejechałem rzekę we właściwym miejscu, a następnie dzięki drobnej korekcie znalazłem właściwą drogę. Właśnie dzięki temu, aż do neutralizacji byłem w pierwszej dziesiątce – relacjonował Rafał Sonik.

Neutralizacja to fragment dojazdówki pomiędzy dwoma oesami, który należy pokonać w wyznaczonym czasie. Krakowianin ruszył na drugą część odcinka spóźniony, bo jadąc zgodnie z przepisami, nie był w stanie zmieścić się w limicie. Organizatorzy dostrzegli problem i mają przeglądnąć zapis urządzeń nawigacyjnych wszystkich quadowców i być może część z nich odzyska stracony czas. Rajdowiec jednak nie zaprząta tym sobie głowy.

Zgodnie z przewidywaniami, sporym wyzwaniem na trasie trzeciego etapu była nie tylko nawigacja, czy dystans, ale również warunki pogodowe. Rajdowcy wjechali na wysokość 5000 m n.p.m. Po drodze przydały im się kurtki przeciwdeszczowe, bo wielu z nich musiało przetrwać burzę, ulewny deszcz, grad oraz śnieg. Amplituda temperatur między startem, a najwyższymi partiami gór przekraczała 30 stopni! Co ciekawe, doskonale w tym nieprzyjaznym klimacie odnalazł się Kamil Wiśniewski.

– Poczułem się o niebo lepiej, kiedy wyjechaliśmy z upałów. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi rywalizacja w temperaturze poniżej zera. Nie miałem przygód technicznych, a ból w plecach odezwał się tylko dwa razy. Jestem więc dziś w dużo lepszym humorze, niż wczoraj – powiedział quadowiec.