Rząd szykuje kolejną rewolucję w nadzorze nad stacjami kontroli pojazdów, informuje agencja East News. Nadzór nad stacjami kontroli pojazdów ma zostać odebrany starostwom powiatowym, a ich obowiązki przejmie transportowy dozór techniczny.
Jak czytamy w komunikacie prasowym East News, potrzebę wprowadzenia zmian rząd tłumaczy koniecznością dostosowania krajowego prawa do dyrektyw unijnych. Przedsiębiorcy alarmują, że takie zmiany spowodują gigantyczne koszty i wzrost cen. Ucierpią na tym także kierowcy.
Mocny opór postawiony przez pracodawców, a także rzecznika małych i średnich przedsiębiorców popierany jest następującymi argumentami. Zgodnie twierdzą, że to zbyt daleko idąca rewolucja. Ich zdaniem tańsze i korzystniejsze byłoby usprawnienie działania obecnego systemu. Zdaniem przedsiębiorców koszty zmian zostaną przerzucone na stacje.
Kierowcy też będą mieli problemy
Jak zauważają oportuniści tych rządowych zmian po pierwsze będą wyższe kary. Jeśli kierowcy spóźnią się z badaniem technicznym 45 dni, to zapłacą więcej: 150 złotych w przypadku samochodu osobowego. Po drugie, nie wykonamy już wszędzie wszystkich badań.
Część badań zostanie przeniesionych do wybranych stacji kontroli pojazdów. Chodzi na przykład o zmiany konstrukcyjne, tabliczki zastępcze, numery identyfikacyjne. Za te wszystkie zmiany zapłacą właściciele stacji, którzy zostaną m.in. obłożeni nowym podatkiem. Z kolei nie będą mogli podnieść cen, bo są ustalane odgórnie i nie zmieniły się od 14 lat.