Wypadki się zdarzają i często nie możemy nic na to poradzić. W tej sytuacji jednak można było uniknąć wielu komplikacji. Wypadek Ferrari 458 Spider z 2014 roku spowodował serię oskarżeń przeciwko dealerowi samochodowemu.
Ryad i Diana Bakalem zdecydowali się sprzedać swoje Ferrari za pośrednictwem jednego z salonów w San Antonio. Para ustaliła cenę na poziomie 933 tys. złotych.
Według pozwu, który złożyła para, trzy miesiące później pracownik salonu wziął samochód do miasta, co doprowadziło do wypadku, w którym samochód został skasowany. Wypadki się zdarzają, ale dealer rzekomo nie poinformował o tym fakcie właściciela samochodu.
Zamiast tego dealer poinformował parę, że ktoś jest zainteresowany kupnem samochodu za 852 tys. zł czyli o prawie 80 tysięcy mniej, niż początkowa cena. Rzekomym kupcem był oczywiście sprawca wypadku.
Para najwyraźniej nie była przekonana i długo wahała się jaką podjąć decyzję. W trakcie kolejnych dni dealer miał naciskać na właścicieli, aby skorzystali z tej okazji i pozbyli się super samochodu za nieco mniejsze pieniądze.
Według pozwu, para ostatecznie zgodziła się sprzedać samochód. Obecnie oskarżają dealera o ukrywanie szczegółów całego wydarzenia aby dokonać sprzedaży i zachować prowizję.
Dealer nie przyznaje się do zarzutów. Udzielił nawet wywiadu dla San Antonio Express News, w którym powiedział, że klient był zainteresowany zakupem samochodu przed wypadkiem. Po wypadku z kolei stanął na uszach, aby sprzedać auto w kwocie, którą ustaliła wcześniej para właścicieli.
Jeśli faktycznie tak było, wydaje się, że Bakalemowie wyszli z tego obronną ręką. To nie tłumaczy oczywiście oskarżeń o tym, że para nie została poinformowana o wypadku.