Wiele osób liczyło, że ten bezmyślny przepis nie wejdzie w życie. Okazuje się jednak, że strefa czystego transportu to m.in. tylko pretekst do tego, aby od kierowców wyciągać dodatkowe pieniądze do miejskich budżetów. Diesel, benzyna i LPG wjadą do stref czystego transportu, tyle tylko, że… za opłatą. Jaki jest zatem sens tworzenia takich stref?
Diesel, benzyna i LPG z ”płatnym zakazem”
Wedle podjętych decyzji do stref czystego transportu wjadą auta elektryczne, napędzane wodorem i sprężonym gazem ziemnym (CNG). Czym różnią się one od samochodów spalinowych i LPG? Wygląda na to, że głównie tym, że ci pierwsi wjadą do STC bezpłatnie, a ci drudzy za to zapłacą.
I tutaj powstaje jedno zasadnicze pytanie – po co w ogóle tworzyć te strefy, skoro wjedzie do nich praktycznie każdy. Pierwsza myśl jaka powstaje o nie dla dobra środowiska, czystego powietrza, a dla… pieniędzy. Szkoda tylko, że pieniądz w takich kwestiach także rządzi światem.
Bo trudno tutaj o poprawę jakości powietrza, gdy diesel, benzyna i LPG także będą jeździły w miejscu, gdzie w teorii nie powinny. Bo płatności za to nie sprawią, że nagle w miejscu, gdzie jest wysokie zanieczyszczenie powietrza nagle ono zniknie. To po prostu nic innego jak mydlenie oczu kierowcom, a zwłaszcza mieszkańcom takich lokacji.
Godziny szczytu ze spalinami
W najnowszej wersji nowelizacji ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych czytamy, że wjazd za opłatą będzie możliwy od 9:00 do 17:00. Oznacza to, że będzie odbywał się tak naprawdę w godzinach największego ruchu na drogach.
Płatności się nie zmieniły i godzina będzie kosztowała maksymalnie 2,50 zł za godzinę. Będzie można również wykupić miesięczny abonament, lecz ten nie może być droższy niż 500 złotych. Taka sama wartość będzie za mandat, gdy ktoś bezprawnie pojawi się w strefie