Polska nie ma po drodze z elektromobilnością. Właśnie pojawił się raport dotyczący gotowości państw europejskich do aut elektrycznych. Wśród 22 krajów zajmujemy ostatnie miejsce. Brawo!
Niby mamy mieć na drogach 300 tys. aut elektrycznych do 2025 r. Niby produkcja pierwszego polskiego elektryka ma ruszyć w 2023 r. Wszystko jednak jest na niby, a fakty są takie, że po raz kolejny pojawił się jakiś międzynarodowym ranking, w którym Polska znajduje się w ogonie Europy – tym razem w kategorii „elektromobilność”.
Lepsi są od nas Czesi, Grecy i Rumuni
Raport został opracowany przez firmę LeasePlan, która przyjrzała się gotowości do wdrażania idei samochodów elektrycznych w 22 krajach Europy. Pierwsze miejsca zajęły Holandia i Norwegia, zdobywając po 34 punkty. W raporcie określono te kraje jako najbardziej dojrzałe pod kątem omawianego rynku.
Kolejne dwa miejsca zajmują: Wielka Brytania (30 pkt.) i Irlandia (29 pkt.). Państwa wyspiarskie zaliczyły spory awans w stosunku do ubiegłorocznego rankingu, głównie dzięki rozbudowie infrastruktury do ładowania, zwiększonej liczbie rejestracji pojazdów EV i zachętom rządowym.
Niemcy są „dopiero” na ósmym miejscu (24 pkt.) i dzielą tę pozycję z Finlandią. Wyżej znalazły się: Szwecja (28 pkt.), Austria (27 pkt.) i Luksemburg (26 pkt.).
Szukając Polski, trzeba spojrzeć niemal na sam koniec rankingu. Tam znajduje się kraj nad Wisłą z liczbą 11 punktów. Ostatnie miejsce dzielimy ze Słowacją, ale chyba tylko po to, żeby nie było nam zbyt przykro.
Toniemy w samochodach, ale spalinowych
Wiemy, że Polska jest jednym z najbardziej zmotoryzowanych krajów w Europie. Na 1000 mieszkańców przypada u nas więcej samochodów spalinowych niż w Niemczech czy Francji. Ale nie dotyczy to elektryków, bo jak wyliczono w raporcie, na 1000 mieszkańców przypada u nas tylko 0,05 aut elektrycznych. Zdecydowanym liderem jest tutaj Norwegia, w której ta liczba wynosi 11,62, choć trzeba przyznać, że to wyjątek. Generalnie w całej Europie samochodów elektrycznych nie ma jeszcze zbyt wiele. We wspomnianej Francji jest to 0,63 na 1000 mieszkańców, a w Niemczech – 0,90.
Nie jesteśmy też potęgą jeśli chodzi o liczbę ładowarek, których wg raportu jest u nas 849 – mniej mają tylko Grecy, Czesi, Węgrzy, Rumuni i Słowacy. Po dokonaniu obliczeń wychodzi, że na 1000 mieszkańców przypada u nas 0,02 ładowarki. Dane zaczerpnięto z EAFO (alternative fuel station map) i można przy tej okazji zaznaczyć, że nie wszystkie liczby muszą się zgadzać z innymi raportami, bo np. według danych PSPA w Polsce jest 1011 ładowarek. To wciąż jednak niewiele w porównaniu z Holandią (43 730) czy Niemcami (32 704).
Jedyną rzeczą, dzięki której nie zajmujemy ostatniego miejsca samotnie, lecz ex aequo ze Słowacją, jest kategoria z rządowymi zachętami, która zagwarantowała nam najwięcej punktów ze wszystkich kategorii. Autorzy raportu przyznali Polsce 5 punktów na 10 możliwych. Problem w tym, że nabory na dopłaty ciągle nie wystartowały, pula pieniędzy jest dość mocno ograniczona (prawdopodobnie dopłat nie wystarczy na więcej niż 8 tys. aut), a z dotacji nie skorzystają firmy. Wątpliwe więc, aby rządowe wsparcie miało mieć wielki wpływ na rozwój elektromobilności w Polsce.
Milion aut elektrycznych za 125 lat
Jeszcze nie tak dawno szef polskiego rządu zapowiadał, że do 2025 r. po polskich drogach będzie jeździć milion aut elektrycznych. Później wycofano się z tego absurdalnego planu i zapowiedziano, że do tego czasu będzie u nas jeździć 300 tysięcy e-samochodów.
Analitycy z firmy Carsmile wyliczyli, że przy obecnych dotacjach i tempie rozwoju, osławiony milion aut elektrycznych nastąpi u nas dopiero za 125 lat. A może to i lepiej? Kiedy inne państwa inwestują w samochody elektryczne, my cierpliwie czekamy. Być może za kilkadziesiąt lat okaże się, że to jednak wodór jest paliwem przyszłości. Kiedy inne państwa będą liczyć pieniądze wyrzucone w elektromobilność, my będziemy mogli mówić, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.