WRC Motorsport&Beyond

Oto, jak poradzili sobie w tegorocznym 24 Hours of Le Mans byli kierowcy Formuły 1

W tegorocznym wyścigu 24 Hours of Le Mans wystartowało łącznie 186 kierowców. Aż 21 z nich ma na swoim koncie przynajmniej jeden start w wyścigu Formuły 1. Oto, jak poradzili sobie na słynnym Circuit de la Sarthe.

Wyścigi długodystansowe to popularny wybór wśród wielu kierowców. Wynika to głównie z faktu, że do obsadzenia jest bardzo dużo miejsc. Ponadto, szanse na to, że będziesz konkurencyjny, są dużo większe niż np. w Formule 1.

Byli kierowcy F1 nie są tutaj wyjątkiem. Można by pokusić się nawet o stwierdzenie, że byli kierowcy F1 zasilają serię WEC. Doświadczenie z królowej sportów motorowych nie jest jednak gwarancją sukcesu.

Oczywiście, zwycięzcy, Fernando Alonso (dwukrotny mistrz świata, ścigał się dla Minardi, Renault, McLarena i Ferrari), Sebastien Buemi (Toro Rosso 2009-2011) oraz Kazuki Nakajima (Williams 2007-2009) pochodzą z F1. W samochodzie #7, który zajął 2. miejsce, znalazł się tylko jeden kierowca z doświadczeniem z F1. Był nim Kamui Kobayashi (Toyota, Sauber i Caterham).

Na najniższym stopniu podium także znalazło się całkiem sporo zawodników z historią z królowej motorsportu. Były kierowca Renault i zespołowy partner Roberta Kubicy, Witalij Pietrow, dołączył do zespołu SMP Racing. Rosjanin dzielił fotel z debiutantem w Le Mans, Stoffelem Vandoornem. Obecność Holendra na podium oznaczała aż dwóch byłych kierowców McLarena pijących w ten weekend szampana. 

Bez szampana i laurów

Rebellion z numerem 1 ukończył 24-godzinną rywalizację na 4. miejscu, a wśród kierowców znaleźli się Bruno Senna (HRT, Renault, Williams) oraz Andre Lotterer, który miał pojedynczą przygodę z zespołem Caterham. Zespół United Autosports minął linię mety na 9. miejscu w generalce i 4. w klasie LMP2, a jednym z autorów tego sukcesu był Paul di Resta (Force India, Williams), który dzielił samochód z Filipem Albuquerquem i Philem Hansonem.

Na 11. miejscu w generalce możemy znaleźć kolejnego z byłych kierowców Toro Rosso – Jeana-Erica Vergne, który poprowadził samochód G-Drive. Były zawodnik Manora i Caterhama, Will Stevens, finiszował na 13. w generalce. Kolejne nazwiska związane z F1 znajdują się już dużo, dużo dalej w tabeli z wynikami.

Drugi w GTE-Pro i 21. w generalce był zawodnik Minardi z sezonu 2004, Gianmaria Bruni. Dwie pozycje niżej sklasyfikowano pierwszego z Fordów GT mających retro oklejenie. Za jego kółkiem mogliśmy obserwować kierowcę Toro Rosso z lat 2008 – 2009 – Sebastiena Bourdais. Załoga z numerem 29. w LMP2 składała się tylko z kierowców z duńskim paszportem, wśród których mogliśmy znaleźć Giedo van der Garde (27. miejsce w generalce). 21. występ z rzędu w Le Mans zakończył się da Jana Magnussena 29. miejscem w generalce i 8. w klasie.

Nieco dalej w tabeli z wynikami znajdziemy samochody w klasie GTE-Am. Wśród nich dwóch ostatnich byłych kierowców F1, którzy ukończyli rywalizację. Olivier Beretta ścigał się dla zespołu Larrousse w 1994. Od 1995 uczestniczył w każdym wyścigu Le Mans aż do dziś. Beretta finiszował na 10. miejscu w klasie i 43. w klasyfikacji generalnej. Dwa oczka niżej swój wyścig ukończył Giancarlo Fisichella w zespole Spirit of Race Ferrari.

Nie wszyscy dotarli do mety

Wśród 12 samochodów, które nie zostały sklasyfikowane, znalazło się aż trzech byłych kierowców F1. Aston Martin Vantage w starszej specyfikacji nie dotarł do mety. Tym samym odebrał Pedro Lamy’emu (Lotus, Minardi) szansę na swoje drugie zwycięstwo w klasie w Le Mans.

Samochód numer 17 SMP Racing jechał na bardzo dobrym trzecim miejscu w generalce. Niestety, Egor Orudzhev uległ poważnie wyglądającemu wypadkowi w nocy. Nie był związany nigdy z Formułą 1, za to jego koledzy z zespołu, Stephane Sarrazin i debiutant w Le Mans, Sergiej Sirotkin, jak najbardziej.

Na sam koniec został nam Lord Pastor Maldonado. Swój pierwszy sezon długodystansowego ścigania zakończył w niedzielę rano na ścianie przy zakręcie Tertre Rouge.

Poza klasą LMP1, gdzie aż sześciu z dziewięciu kierowców obecnych na podium ma historię związaną z F1, nie był to najlepszy rok dla emerytowanych kierowców królowej motorsportu. Życzymy więcej szczęścia w 2020!