WRC Motorsport&Beyond

Nissan Leaf I – raport z eksploatacji w sezonie jesienno-zimowo-wiosennym

Z Nissanem Leafem zetknąłem się pierwszy raz w czerwcu 2012 roku kiedy to otrzymałem do testu egzemplarz zarejestrowany w Hiszpanii. Auto gościło w naszym kraju za sprawą Nissan Polska zanim pojawiło się u nas w sprzedaży.

Po dłuższej przerwie mam okazję jeździć na co dzień autem poliftingowym w nieco zmienionej konfiguracji wyposażenia z pakietem akumulatorów 24 kWh. Brak mu kolorowej nawigacji, a wyświetlacz ma nieco mniejszą przekątną, ale za to podgrzewane są wszystkie siedzenia (także tylna kanapa) oraz kierownica. Świetne dodatki, jak na nasz klimat! Mnie osobiście podobała się jasna kolorystyka wnętrza pierwszej serii Leafów, ale zdaję sobie sprawę, że czarna tapicerka wersji obecnie testowanej może się także podobać – to jest rzecz gustu i być może też praktyczności.

O kolorach nie będziemy dyskutować, ale pozwolę sobie nadmienić, że biały kolor lakieru, jak zauważyłem podczas jesiennej słoty, zbyt praktyczny nie jest. Sam wybieram zazwyczaj auta w najpraktyczniejszym ze wszystkich, srebrnym kolorze – żeby takie auto wyglądało na brudne trzeba się nieźle postarać.

Nissanem poruszam się na stałej trasie w mieście. Pokonuję odległość prawie 20 km. Po obydwóch stronach dystansu czekają punkty ładowania (gniazdko 230V w garażu w Łomiankach i słupek podłączony do 400V w Centrum Samochodów Elektrycznych przy ulicy Towarowej 33w W-wie). Tak więc dopóki trzymam się wyznaczonej marszruty nie grozi mi stres związany z obserwowaniem spadającego często niewspółmiernie do pokonanego dystansu zasięgu. Ale o tym napiszę szczegółowo w kolejnych odcinkach omawiając zasięgi i ładowanie.

A więc mam czystą radość z jeżdżenia EV – cisza, przyśpieszenie, satysfakcja z niezanieczyszczania środowiska w miejscu eksploatacji, a także nowe przywileje dla użytkownika auta na prąd: jazda buspasami i darmowe parkowanie. Póki co nie mam na szybie naklejki identyfikującej pojazd elektryczny. Ale też nikt dotąd nie wpadł na pomysł karania mnie za omijanie parkometrów. Wiem, że inni kierowcy Leafów mają mniej szczęścia w Warszawie.

Używam cały czas trybu „eco” (mniejsza czułość pedału gazu) i dodatkowo czasem „B” (wzmożony odzysk energii, a w efekcie auto przyhamowuje po zdjęciu nogi z pedału gazu). Apropos hamowania zdecydowanie jestem niezadowolony z hamulca nożnego w Nissanie: naciskamy dodatkowy pedał, jak np. w Volvo, czy Mercedesie – w przypadku automatu jest to OK, jednak po zmroku zwolnienie hamulca wymaga „wymacania” lewą kończyną tegoż pedału i mocne naciśniecie go. Jest to uciążliwe. Może częste zaciąganie hamulca i jego zwalnianie prowadzi do nabrania wprawy w jego odnajdowaniu po omacku, ale ja mam z tym kłopot. We wnętrzu auta jest ciemno, lampki są „kameralne” z resztą oświetlenia przestrzeni z pedałami po prostu brak. Nie są też oświetlone przyciski otwierania 3 szyb (manipulator do szyby kierowcy jest na szczęście podświetlony). A jeszcze bardziej irytujący jest brak podświetlenia przycisku centralnego zamka. W wersji amerykańskiej drzwi automatycznie blokują się po osiągnięciu około 25 km/h i… nie odblokowują, a więc zanim wysiądziemy musimy zwolnić blokadę niepozornym, nieoświetlonym przyciskiem. W niektórych samochodach dla wygody i jak mniemam bezpieczeństwa, mimo zamkniętego na cztery spusty auta zawsze można otworzyć z wnętrza każde drzwi klamką (nie ważne czy automatycznie, czy z wyboru kierowcy został użyty centralny zamek w czasie jazdy). Proste, logiczne i … nieobecne w Leafie.
Odnośnie oświetlenia zewnętrznego to może nieco dziwić, ze w 2015 roku Nissan nie montował oświetlenia ledowego. Światła mijania trzeba włączać ręcznie, podobnie wycieraczki mają manualne regulacje bez czujnika deszczu.

Wszystkie włączniki rozmieszczone są i działają bez zarzutu, jak to na wszystkie „Japończyki” przystało niezależnie, czy mamy do czynienie z autem spalinowym, hybrydowym, czy elektrycznym.

Na pochwałę zasługuje także bagażnik szczególnie jak na auto elektryczne skonstruowane już dekadę temu. Ma on co prawda dosyć oryginalny kształt (po podłodze) ale jest całkiem pojemny dzięki swojej głębokości. Miałem potrzebę przewiezienia starszej osoby, która korzysta z wózka inwalidzkiego składanego, tak że koła zbliżają się do siebie, ale reszta pozostaje niezmieniona – sterczą rączki, wystają przednie koła. Wożąc ten sam wózek w aucie kombi układałem go płasko zawsze przez dłuższą chwilę, aby móc domknąć klapę. Ku mojemu zdziwieniu wózek znakomicie zmieścił się do bagażnika Laefa w pionie już przy pierwszej próbie. Otwór załadunkowy w Leafie jest dość duży i regularny, próg załadunku zaś akceptowalnie wysoko.

Przy okazji zajmowania miejsca przez tę samą osobę okazało się, że dzięki szeroko otwierającym się drzwiom i znajdującym się dosyć wysoko siedziskom zarówno przedniego fotela, jak i tylnej kanapy, było to dla tej starszej pani łatwiejsze niż w kilku innych autach osobowych.

Sam może nie zwróciłbym na to uwagi, ale ona to zauważyła i wyraziła aprobatę dla elektrycznego pojazdu właśnie z powodu jego ergonomiczności – chwaliła też kształt siedzeń.

A ja znów będę krytyczny tym razem wobec widoczności z miejsca kierowcy, którą skutecznie ograniczają słupki A. Są szerokie, rozgałęzione i zdarzyło mi się nie zauważyć pieszego. Od razu chcę uspokoić, że nikt przez to moje gapiostwo nie ucierpiał, a od tej pory wychylam głowę w prawo i w lewo zbliżając się do przejścia dla pieszych. W innych autach spotkałem się już z tym problemem, ale są tez pojazdy wolne od tej wady (głównie o ironio te starsze).

Wracając do prowadzenia Leaf’a w trudniejszych warunkach drogowych kłania się zmienienie opon na zimowe. Dobra przyczepność przydaje się na przykład gdy wciśniemy nieco raptowniej pedału gazu. Przesiadając się ze zwykłego samochodu (no może oprócz aut wybitnie sportowych lub takich które posiadają wielki moment obrotowy) zaskakuje brak zawahania przy przyspieszaniu. Dodatkowo, o czym można zapomnieć jeżdżąc na zmianę Leaf’em i jakimś nieelektrycznym autem, temu przyspieszaniu nie towarzyszy najmniejszy hałas spod maski. Niby wszyscy to wiemy, niby o tym pamiętamy… .

Ale w momencie, gdy jakiś palant jedzie człowiekowi 5 metrów za zderzakiem i razi biksenonami to co robimy? Wciskamy gaz, zostawiamy palanta w tyle, sprawnie kończymy manewr wyprzedzania i wracamy na prawy pas. Kątem oko rejestrujemy z zaskoczeniem, że licznik pokazał przez moment jakąś dziwnie dużą prędkość. Zaskoczyło to w moim przypadku też kierowcę czarnego BMW, który został odsadzony przez Leaf’a. Zanim zdążył nas dogonić minęła chwila. Niestety w międzyczasie zdołał jednak uruchomić zamontowany w swoim pojeździe wideo rejestrator i gdy już grzecznie i przepisowo jechałem on użył wszystkich możliwych, niebieskich lampek w swoim aucie. Na próżno tłumaczyłem, że w aucie elektrycznym nie słychać ryku silnika i przekroczyłem dozwolona prędkość nieświadomie, a powodem mojego nagłego zrywu były wściekłe reflektory jego auta. Nie miałem na koncie żadnych punktów, więc spokojnie przyjąłem 6 w Mikołajkowym prezencie. Na drobną wpłatę na rzecz naszego biednego Państwa nie narzekam przez wrodzony patriotyzm. Nie dawno nasza dzielna policja otrzymała pierwszego służbowego Nissana Leaf’a, może dostaną więcej takich aut i wówczas zrozumieją, że sprawne, chwilowe przyśpieszenie auta na prąd jest… bezpieczne.

Tekst: Marek Pluciński