Kask „orzeszek” to jedna z najprostszych konstrukcji ochrony głowy na skuter lub motocykl. Okazje się, że w Polsce to także legalna osłona… nosa i ust.
Choć brzmi to absurdalnie, to tak właśnie można interpretować obecne przepisy. Chodzi o rozporządzenie Rady Ministrów z 19 kwietnia 2020 r. o zakazach i nakazach w związku ze stanem epidemii. Absurd generuje paragraf 18-ty.
Biurokracja kontra rzeczywistość
§ 18. 1. Do odwołania nakłada się obowiązek zakrywania, przy pomocy odzieży lub jej części, maski, maseczki albo kasku ochronnego, o którym mowa w art. 40 ust. 1 ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. – Prawo o ruchu drogowym (Dz. U.
z 2020 r. poz. 110, 284, 568 i 695), ust i nosa
Oczywiście założeniem było to, aby motocykliści nie musieli zakładać w trakcie jazdy maseczek. Ktoś jednak błędnie założył, że ludzie jeżdżą tylko i wyłącznie w kaskach typu zamkniętego. Na ulicach jednak często widzi się użytkowników jednośladów, którzy mają kask bez ochrony szczęki.
Co z tego, że nie zakrywa?
Zatem zgodnie z prawem motocyklowy kask typu „orzeszek” albo po prostu kask typu otwartego, jeśli posiada homologację dopuszczającą ją do użytku w ruchu drogowym, to zgodnie z rozporządzeniem jest to także ochrona nosa i ust. To nic, że te elementy twarzy nie są niczym osłonięte. Jeśli przepisy na to zezwalają, to tak jest.
Rzecz jasna nie polecam chodzenia w kasku po chodnikach. To tylko zwrócenie uwagi na pewien absurd prawny, ale tak czy owak w tym wyjątkowym okresie warto samodzielnie uzupełnić motocyklową garderobę. Bezpiecznym i wygodnym rozwiązaniem są balaklawy (kominiarki) lub bandany.