Volkswagen Golf to legendarny model niemieckiego producenta, który przysporzył mu największej fortuny. Jednak nawet taka ikona w końcu musi zejść ze sceny. Volkswagen oficjalnie poinformował, że kończy produkcję popularnego Golfa dla jednego z największych rynków motoryzacyjnych na świecie. Dla miłośników coś tam jednak znajdzie się pod ladą.
Zostaną tylko najlepsze kąski
Takie decyzje nigdy nie są łatwe, ale już od jakiegoś czasu aż huczało od plotek o zakończeniu historii Golfa. Na razie dotyczy to Stanów Zjednoczonych, w których model był sprzedawany od grudnia 1974 r. Wtedy był to jeszcze VW Rabbit, ale od drugiej generacji Amerykanie także kupowali Golfa. W ubiegłym tygodniu z taśmy montażowej w meksykańskiej fabryce w Puebla zjechał jednak ostatni Golf dla rynku USA.
W kraju zdominowanym przez SUV-y i pickupy podstawowy Golf nie odnosił takich sukcesów jak w Europie. Jeśli Amerykanin kupuje hatchbacka to prędzej żwawego hot hatcha niż ekonomiczne miejskie wozidełko. Dlatego salony w USA będą oferować nowego Golfa GTI (245 KM) oraz najbardziej rasowego Golfa R (320 KM) z napędem na 4 koła. To stanie się jednak dopiero w drugiej połowie roku. Golf ósmej generacji z silnikiem 1.4 TSI będzie dostępny do wyczerpania lokalnych zapasów.
Golf zniknie z Europy?
Zakończenie historii Golfa w USA tylko z pozoru można zrzucać na uwielbienie pickupów i SUV-ów. Faktem jest jednak to, że taki scenariusz możliwy jest nawet w Europie. Volkswagen, który jest zdeterminowany do forsowania aut na prąd może tylko czekać na pretkest, aby pożegnać legendę także na Starym Kontynencie. Niemiecki koncern zwłaszcza po aferze dieselgate potrzebuje zupełnej zmiany i zerwania ze spalinową przeszłością. W tym celu docelowo nikt nie zawaha się poświęcić kultowego Golfa. W tej części świata raczej nie nastąpi to jednak bardzo szybko.