W Polsce nikt nie zaprząta sobie głowy niskoemisyjnymi samochodami elektrycznymi. Względem Europy Zachodniej z działaniami na rzecz ratowania klimatu jesteśmy na bakier. Teoretycznie mogłoby nas to nie obchodzić, ale za chwilę może dojść do przełomowych wydarzeń, które wywrą sporę presję na nasz kraj.
To koniec z Dieslem?
Za sprawą afery dieselgate, silniki wysokoprężne stały się symbolem zła dla ekoaktywistów. O ile jeszcze kilka lat temu walczono o wprowadzenie zakazu dla nich, o tyle teraz na cenzurowanym jest wszystko, co spala paliwa kopalne. Łącznie z pojazdami hybrydowymi, które zaczynają być nazywane „wilkami w owczej skórze”. Nie można się z tym nie zgodzić, bowiem korzystanie w nich z silnika elektrycznego jest rzeczą okazjonalną.
Unia Europejska, a zatem i Polska, ma być neutralna klimatycznie do 2050 r. W kraju, w którym choćby dywagacje na temat zamknięcia kopalni doprowadzają do paraliżu stolicy, wydaje się to fantastyką. Tym bardziej mało kto wyobraża sobie u nas popyt na samochody elektryczne, ale wkrótce może to ulec zmianie. Wydarzenia na zachodzie Europy mogą stworzyć precedens, który szybko doprowadzi do elektromobilnej rewolucji w Unii Europejskiej. Nawet jeśli zacznie się ona poza jej granicami.
Coraz ostrzejsze żądania
Ten precedens mogą zapoczątkować przemiany na jednym z największych rynków motoryzacyjnych na świecie. Chodzi o Wielką Brytanię, w której jeszcze do niedawna odważną deklaracją nazywano plan zakazu dla samochodów spalinowych od 2040 r. Nie trzeba było długo czekać, aby tę barierę przesunąć na 2035, a następnie celować w 2032 r. Jednak jak donosi brytyjski „Autocar”, zakaz Diesla i benzyny rozpocznie się już w 2030 r. Takim tempem zmian przerażona jest sama branża motoryzacyjna. Zresztą podobne plany ma Paryż.
Jednak w Wielkiej Brytanii doszło już do zaskakującego rezultatu w wynikach sprzedaży. Otóż od kwietnia do czerwca tego roku sprzedaż aut elektrycznych i hybrydowych po raz pierwszy w historii przewyższyła liczbę sprzedanych diesli. To woda na młyn dla zwolenników przyspieszenia przymusu do zakupu aut elektrycznych. Jeśli przemysł motoryzacji spalinowej straci tak duży rynek jak brytyjski, to nie trzeba będzie długo czekać na globalne wygaszanie Diesla i benzyny oraz wszystkich ich pochodnych.
Czy nagle zakażą nam jeździć Dieslem?
Na ten moment nie ma mowy o czymś takim jak całkowity zakaz Diesla czy benzyny. Obecnie restrykcje mają dotyczyć jedynie sprzedaży nowych samochodów. Każda spalinówka nabyta przed owym zakazem będzie mogła legalnie poruszać się po drogach. Niech nikt nie będzie jednak naiwny, bowiem prędzej czy później na właścicieli takich aut zostanie nałożony bolesny podatek, nakłaniający do rozstania z tą technologią.
Być może problem mógłby rozwiązać się sam, ale aktualnie samochody elektryczne nie mają argumentów do wygrywania z autami spalinowymi. Być może poza wpływem na środowisko, ale elektryki są po prostu droższe (choć teroetycznie nie w utrzymaniu) i mniej praktyczne. Długie ładowanie, małe zasięgi odstraszają wiele osób, choć jeszcze w tej dekadzie należy spodziewać się technologicznych przełomów. Wiele mają dać tzw. baterie półprzewodnikowe. Zanim jednak te rozwiązania się upowszechnią i stanieją, w Wiśle upłynie sporo wody, a elektrownie spalą jeszcze więcej węgla.