Pomarańczowa bądź żółta kontrolka „CHECK ENGINE” w kształcie zarysu silnika, która zapala się w trakcie jazdy lub nie gaśnie zaraz po uruchomieniu silnika, przeważnie oznacza kłopoty. Jak się okazuje, w Australii kłopoty te mogą być całkiem sporych rozmiarów. I to dosłownie.
CHECK ENGINE = szykuj się na wydatki
Każdy kierowca prędzej, czy później i czy tego chce, czy nie – zaobserwuje na pulpicie swojego samochodu jedną z kontrolek, które mogą świadczyć o jakiejś usterce. Kontrolki, które możemy zaobserwować po włączeniu zapłonu, dzielą się na dwie grupy. Pierwsza z nich to grupa informacyjna, natomiast druga – ostrzegawcza. Tę ostatnią możemy podzielić na dwie subkategorie – warunkowo pozwalającą na dalszą jazdę (pomarańczowy kolor) oraz nakazującą bezzwłoczne zatrzymanie samochodu (kolor czerwony).
Latarnia przecięła Toyotę na pół jak gilotyna. Nikt nie miał prawa tego przeżyć [WIDEO]
Ignorowanie któregokolwiek koloru jest częstym i dość powszechnym błędem. Wielu z nas wychodzi z założenia, że skoro auto dalej jedzie, to nie ma się czym przejmować. Takie podejście jest jednak mylne, ponieważ bagatelizowanie tego typu sygnałów, naraża nas na zwielokrotnienie wydatków związanych z naprawą usterki. Warto zatem zawsze udać się do serwisu, i sprawdzić co jest przyczyną komunikatu ostrzegawczego.
Jak on tam wlazł?
W tym przypadku silnik najprawdopodobniej pracował bez zarzutów, natomiast problem leżał zupełnie gdzie indziej. Pewien mieszkaniec Australii postanowił zatrzymać samochód, ponieważ w jego pojeździe zapaliła się kontrolka „CHECK ENGINE”. Jednak po otwarciu maski, kierowca zastał w komorze silnika niespodziewanego i… całkiem pokaźnych rozmiarów „gościa”. Mimo pierwszego szoku i zapewne – przerażenia, mężczyzna postanowił rozprawić się z intruzem osobiście. Z resztą… wszystko zobaczyć możecie na załączonym wideo.