Kiedy eksperci motoryzacyjni po raz pierwszy zobaczyli nową kierownicę Tesli, złapali się za głowę z niedowierzania. Dziwadło przypomina kierownicę z bolidu F1, i na pierwszy rzut oka wygląda bardzo nieporęcznie. A jak Yoke – bo tak nazywa się to rozwiązanie – radzi sobie w praktyce? Cóż, nie najlepiej.
Na początku tego roku Tesla wywołała sensację, oficjalnie prezentując odnowione wersje Tesli Model S i X. Samochody te cechuje mocno przeprojektowane, futurystyczne wnętrze, którego największą nowością jest kierownica o nazwie Yoke. I chociaż pomysł wydaje się fajny, bo kierownica wygląda jak żywcem wyjęta z auta wyścigowego, to jest jeden problem. Mianowicie w pewnych sytuacjach drogowych po prostu nie da się jej kontrolować.
KIEROWCO! KUP LETNIE OPONY I ODBIERZ BON NA 120 PLN
Brak górnej obręczy może przysporzyć sporo kłopotów podczas manewrowania na wąskiej drodze, lub w trakcie gwałtownego omijania przeszkody. Oczywiście wszystkie innowacje trzeba najpierw dobrze przetestować, a następnie wprowadzać do użytku. Jednak w tym przypadku było chyba na odwrót, bo Yoke wydaje się być po prostu nieprzemyślaną nowinką technologiczną, która może przynieść więcej szkód niż korzyści.
Jak bardzo trzeba się napocić podczas korzystania z tego ustrojstwa możecie zobaczyć na poniższym materiale, który został przygotowany przez redaktora magazynu Motor Trend – Christiana Seabaugh’a. Mimo ogromnego doświadczenia za kierownicą, nawet on tracił sekundy próbując złapać w trakcie manewrowania obręcz… której nie było. I nie ma się co dziwić – to odruch behawioralny, coś co każdy kierowca robi automatycznie. Jednak ta sekunda czy dwie, może na drodze w sytuacji kryzysowej decydować o życiu lub śmierci kierowcy i pasażerów. My jesteśmy jednak na nie. Przynajmniej do póki Tesla tego nie poprawi.
fot: Tesla / Teslarati.com / MotorTrend