Jarosław Szeja, który po wywalczeniu w zeszłym roku tytułu mistrza Polski w klasie OPEN N, w tym sezonie postanowił podjąć jeszcze trudniejsze wyzwanie i za kierownicą Hyundaia i20 R5 rywalizuje o najważniejszą koronę. Przed startem asfaltowej części sezonu postanowił podzielić się z nami wrażeniami z dwóch pierwszych startów.
Łukasz Łuniewski: – Pierwsze dwie rundy sezonu za nami. Nowa nawierzchnia, nowe auto. Jak ocenisz początek sezonu w swoim wykonaniu?
Jarosław Szeja: – W każdym wywiadzie podkreślałem właśnie to, że wszystko było dla mnie nowe. Samochód, zespół, nawierzchnia, nawet opony. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć – po prostu trzeba do nich dojść i wypracować je przejechanymi kilometrami. W Rajdzie Żmudzi zaczynaliśmy rozumieć szutry i dobrze poczuliśmy się dopiero na odcinku specjalnym, na którym dopadła nas awaria, to było bardzo niefortunne. Na Rajdzie Polski to była już zupełnie inna charakterystyka tras, czuliśmy się tam lepiej. Uważam, że ten start możemy zaliczyć jak najbardziej na plus. Myślę, że możemy być zadowoleni z postępu, który udało nam się wykonać na szutrze na przestrzeni tych kilku tygodni. Ale cieszę się, że już wracamy na asfalt.
ŁŁ: – W przeszłości startowałeś Fiestą R5, ale poprzednie dwa sezony to Subaru Impreza. Jak bardzo rozwinęły się konstrukcje R5 przez ten czas?
JS: – Na pewno jest wiele zmian. Szczególnie jeśli mowa o tych najnowszych ewolucjach aut R5, które przez wielu uznawane są za równie szybkie, co poprzednia generacja samochodów WRC. Przynajmniej w określonych warunkach. W naszym przypadku to była długa przerwa. A długa przerwa w połączeniu z zupełnie nowym samochodem oznaczają ni mniej ni więcej tyle, że praktycznie wszystkiego musiałem nauczyć się od nowa. Tym bardziej, że – jak mówiłeś – ostatnie lata to wyłącznie starty naszym Subaru.
ŁŁ: – Po zeszłorocznym mistrzostwie w OPEN N z pewnością mierzysz wysoko. Jakie cele stawiasz sobie na asfaltową część sezonu? Z pokorą podchodzisz do dalszej rywalizacji, czy chcesz od początku pokazać, że stać się na dużo więcej niż na szutrze?
JS: – W Rajdzie Nadwiślańskim startowałem ostatni raz w 2014 roku. Część naszych rywali pojawiała się tam co roku i to w samochodach najwyższej kategorii. Rozumiecie jaka tu jest różnica, prawda? Nie mamy skonkretyzowanych celów jeśli chodzi np. o pozycje. Chcemy ciężko pracować i rozwijać się. Nasz nowy samochód chcemy poznać w najmniejszym calu. Chcemy przede wszystkim cieszyć oczy kibiców naszą jazdą i pokazać naszym partnerom, jak szybko potrafimy jechać. Każdy sportowiec zawsze myśli o wyniku. To oczywiste, że chcesz być jak najwyżej i chcesz pokonywać swoich rywali. Ale podchodzimy do tematu z pokorą. Jeśli wykonamy swoją pracę w odpowiedni sposób, to wyniki też przyjdą.
ŁŁ: – „Przejąłeś” auto i zespół po mistrzu Polski. Czujesz w związku z tym dodatkową presję?
JS: – Nie, nie powiedziałbym tutaj o presji. Patrzę na to z drugiej strony. Czuję, że to dla nas spore wyróżnienie. Jak sam powiedziałeś, wcześniej w mistrzostwach Polski barw Hyundai Poland Racing bronił Jari, który został mistrzem. Jego ambicje aktualnie sięgają wyżej. Cieszę się, że pomimo wielu kandydatów tak utytułowany zespół postawił właśnie na mnie i Marcina. My musimy się teraz postarać, aby zespół nie był rozczarowany tym wyborem. Myślę, że na Rajdzie Polski udowodniliśmy jak szybko potrafimy się uczyć. To na pewno zaprocentuje i jeszcze zobaczycie w tym sezonie na co nas stać.
ŁŁ: – Na koniec sezonu będę zadowolony jeśli…
JS: – …Jeśli będę czuł, że dobrze wykonaliśmy swoją pracę. Nie mówię tylko o mnie i o Marcinie. Mówię o całym zespole. To nie jest walka duetów. Tutaj swoją robotę do zrobienia ma wiele osób. Nie tylko na oesach, ale też na serwisie, pomiędzy rajdami, na innych, okolicznościowych imprezach. Podstawą jest to, aby każdy z nas wykonał dobrą pracę i nie miał sobie niczego do zarzucenia. Łatwo byłoby powiedzieć, że będę zadowolony z podium, albo z wygranych odcinków specjalnych – jasne, to też. Ale będę zadowolony, jeśli będę miał poczucie, że zrobiliśmy w tym roku wszystko co w naszej mocy.
ŁŁ: – Od tego roku mamy nowego promotora RSMP. Odczułeś w jakiś sposób jego działania, czy wszystko jest „po staremu”?
JS: – Odczuliśmy jego działania już podczas Rajdu Żmudzi, kiedy wspólnie z Marcinem dostaliśmy zaproszenie do Rajdowego Radia. Wcześniej tego nie było. Przed sezonem też musieliśmy wykonać kilka dodatkowych zajęć dla nowego promotora. Kibicujemy mu i chcemy, by to wszystko wyszło jak najlepiej. Zawsze chętnie weźmiemy udział w jakichś nowych inicjatywach, czekamy na pomysły. Natomiast nasz zespół skupia się też głównie na swoich kanałach promocji i marketingu – to jest m.in. podstawą naszej pracy między rajdami.