WRC Motorsport&Beyond

Lewis Hamilton: To nie był pierwszy raz, gdy zobaczyłem śmierć na torze

Lewis Hamilton w wywiadzie dla BBC odniósł się do kwestii swoich zarobków w Formule 1. Mistrz świata przyznał, że to nie one są w jego karierze najważniejsze, ale satysfakcja jaką daje mu ściganie się z innymi kierowcami w najszybszej serii wyścigowej. Brytyjczyk podchodzi do tego w taki sposób, że jest to po prostu dla niego bonus za ściganie się. Nieoficjalnie mówi się, że zespół Mercedesa płaci mu około 50 mln dolarów rocznie.

Suma dość pokaźna i jak przyznaje sam zainteresowany – jest z czego odłożyć. Hamilton jednak podkreśla, jak niebezpieczny jest to sport, przypominając tragiczną śmierć Anthoine’a Huberta, do której pod koniec sierpnia doszło na torze Spa-Francorchamps w Belgii. Była to nie pierwsza tragedia na torze z którą miał styczność.

Lewis Hamilton: To nie był pierwszy raz w mojej karierze, gdy zobaczyłem śmierć na torze. Gdy miałem osiem lat, wygrałem wyścig w Kimbolton, a Daniel Spence zmarł wręcz na moich oczach. To był trudny moment. Pierwszy raz wtedy doświadczyłem tego, że można zginąć w trakcie wyścigu. To było trudne. W przypadku Huberta odbywałem rozmowy po kwalifikacjach i widziałem kątem oka ten wypadek. Wiedziałem od początku, że jest źle.

Takie wypadki zawsze sprawią, że każdy kierowca ma moment refleksji, który pozwala się głęboko zastanowić nad sensem życia.

Lewis Hamilton: Wiele myśli przemknęło mi wtedy przez głowę. Pamiętam twarz Ayrtona Senny, gdy oglądał śmiertelny wypadek Rolanda Ratzenbergera. Miałem takie deja vu. Wieczorem po wypadku Huberta miałem sporo przemyśleń. Pomyślałem sobie wtedy, że samochody potrafią być niebezpieczne, zwłaszcza te niższych serii. Nie rywalizuję w F1, bo muszę to robić. Uwielbiam to. Jednak był wtedy taki moment, że pomyślałem sobie „Jezu, przecież mógłbym spędzać więcej czasu z rodziną”. Nagle spoglądasz wstecz i masz pewne wnioski.