Porsche Taycan to obecnie najlepszy samochód elektryczny. Jeśli ktoś miałby nas zachęcić do aut elektrycznych, to właśnie nim. Ale ten pan rozbił go niestety w bardzo idiotyczny sposób. Niektórzy doszukują się winy poza mężczyzną.
OK – pewnie wielu z was już widziało to nagranie – jest ono dosyć popularne. Porsche Taycan podjeżdża na podjazd, ale później nieoczekiwanie przyspiesza i uderza we wszystkie auta zaparkowane w okolicy. Pomylił gaz z hamulcem?
To jedna z opcji, że po prostu pomylił gaz z hamulcem. Ale jest też inna teoria – taka, że samochód był w trybie zatrzymania, bo stał pod górkę. Kierowca chciał trochę podciągnąć do góry, więc musiał dodać gazu – dodał za dużo i nieszczęście gotowe. Ale powtarzamy – to wyłącznie spekulacje, nie wiemy jak było naprawdę.
Portal „Jalopnik” stara się dostrzec winę gdzie indziej, na przykład w samym samochodzie. Dziennikarz twierdzi, że auto jest za szybkie, bo ma 750 koni mechanicznych i przyspiesza do setki w 2,6 s. Stwierdzono, że to osiągi samochodu wyścigowego, a kierowcy wyścigowi trenują całe życie, od gokartów, przez serie juniorskie. Tu po prostu dostajesz kluczyki i jedziesz.
Hola, hola… co to jest za argument?
Podniesiono też argumenty, że Taycan jest za ciężki – dostajemy grubego SUV-a w ciele sedana. „Jalopnik” twierdzi też, że jest za duży, za szeroki i przez różne systemy stwarza złudne poczucie bezpieczeństwa. Generalnie, zrobiono z tego wszystkiego więcej szumu, niż powinno być i za wszelką cenę starano się dojść do drugiego dna.
Czy auto jest za ciężkie? Odrobinę – jak każe auto elektryczne, przez baterie – to nic nowego. Czy jest szybkie? Oczywiście, to jest w nim najlepsze. Ale czy jest za szybkie? Absolutnie się z tym nie zgodzimy. Co to w ogóle znaczy, że samochód jest za szybki? Jeśli już, to umiejętności kierowcy są zbyt małe, a jeśli umiejętności są małe, to się jedzie z uwagą, z głową, albo nie kupuje się auta które ma 750 koni mechanicznych.
No halo, przepraszam. Co to znaczy, że mam wejść do jakiegoś Lamborghini Huracana, rozbić go na pierwszym zakręcie i zarzutami udać się do producenta, że stworzył za mocne auto? Przecież to jakiś absurd. Sam miałem okazję jeździć Taycanem – jeździłem nim z głową. Nie powiem, że wolno, bo to by było kłamstwo. Ale jechałem tak, jak podpowiadał mi rozsądek, nie przesadzałem, miałem do tego auta szacunek i jednocześnie respektowałem swoje umiejętności. W efekcie nie doświadczyłem nawet pół niebezpiecznej sytuacji w tym aucie.
Auto gwizda, kierowca p… potrzebuje treningu
Widziałem gdzieś komentarz, że do auta sportowego w takiej cenie powinno się „dołączać” szkolenie. Ale przepraszam, z jakiej racji? Jeśli ktoś czuje, że nie da rady, to przecież może wynająć sobie instruktora, może pojechać na tor. Może zapisać się na Porsche Driving Experience i trenować z instruktorem. Jeśli stać go na Taycana, to na te wszystkie dodatki też będzie go stać. Zresztą, przecież tu błąd nie wynika z osiągów auta…
To kapitalne auto, a tutaj ktoś po prostu popełnił głupi błąd. Jasne, żal nam tego kierowcy, bo rozwalił sobie nowe auto. Według doniesień kupił go pięć dni wcześniej, no ale kurczę… przecież on siedział za kierownicą i on popełnił błąd. Zresztą do całego wpisu na „Jalopnik” odniosło się Porsche, które nie zgodziło się z zarzutami serwisu.
– […] Przesłanie płynące z tego tekstu jest mylące. Wypadek był spowodowany prawdopodobnie przez przypadkowe naciśnięcie pedału gazu. To był niefortunny, niewymuszony błąd i nie ma żadnych dowodów na to, aby w samochodzie wystąpił jakikolwiek błąd […] – pisało Porsche.