Polska liczącym się krajem w motorsporcie? Czy to mrzonka? W miniony weekend odbył się wirtualny wyścig 24 godziny Le Mans. Ze względu na pandemię koronawirusa najlepsi kierowcy świata zmierzyli się na swoich symulatorach. Sensacyjnie (a może i nie), w wyścigu wygrali Polacy. Jesteśmy potęgą?
Nasze tradycje motorsportu nie są zbyt wielkie. Polska nigdy nie słynęła ze znakomitych kierowców. Oczywiście jest Robert Kubica, czy Kajetan Kajetanowicz, a w przeszłości byli np. Krzysztof Hołowczyc, Janusz Kulig, czy Marian Bublewicz. Mieliśmy, czy wciąż mamy świetnych kierowców. Problem w tym, że są to jednostki.
Są to jednostki, nie mamy w motorsporcie armii zawodników. Prawda jest taka, że jeśli mamy swojego przedstawiciela w wysokiej serii, to już wtedy przemawia przez nas duma. On nie musi nawet wygrywać, ani stawać na podium. Sama obecność Polaka w F1, czy WRC, już jest dla nas ogromnym sukcesem.
Polska potęgą. To nie żart
Możemy wyłącznie pomarzyć o tak rozwiniętym motorsporcie, jaki mają Niemcy, Włosi, Hiszpanie, Francuzi, czy Skandynawowie – jeśli mówimy wyłącznie o krajach europejskim. Tam w każdej serii jest kilku zawodników, i nie mówimy tu tylko o wyścigach, ale też o rajdach, kartingu, wyścigach motocyklowych itd. Ale skoro tam mamy problemy, na prawdziwych torach i odcinkach specjalnych, może gdzie indziej nasze miejsce? Może Polska rządzi na innej płaszczyźnie?
Mowa oczywiście o simracingu. I tutaj rzeczywiście Polska jest potęgą. Nasi zawodnicy są na tyle mocni, że cały świat musi się z nimi liczyć. Potwierdzili to w miniony weekend Nikodem Wiśniewski i Kuba Brzeziński. Polacy są reprezentantami zespołu Williams Esports i co tu dużo mówić – są tam prawdziwymi gwiazdami. To bez wątpienia jedni z najlepszych simracerów na świecie.
Niech świadczy o tym fakt, że do wyścigu 24 heures du Mans Virtual zespół Rebellion Williams „posadził” ich do samochodu z numerem 1, a więc tego teoretycznie najlepszego, nie tylko w zespole Rebellion Williams, ale i na całym gridzie. Wyścig polegał na tym, że każdy zespół musiał wystawić czterech zawodników, z czego minimum dwóch, to prawdziwi kierowcy wyścigowy. Z Wiśniewskim i Brzezińskim w składzie mieliśmy Louisa Deletraza, znanego m.in. z Formuły 2, mistrza Formuły Renault oraz Raffaele Marciello, mistrza Formuły 3, Blancpain GT Series, czy FIA GT World Cup.
Polacy najlepsi wśród gwiazd
Być może takie nazwiska, jak Marciello, czy Deletraz, są większości osób anonimowe. Natomiast wszyscy na pewno kojarzą już takich zawodników, jak Juan Pablo Montoya, Kamui Kobayashi, Sebastien Buemi, Fernando Alonso, Rubens Barrichello, Stoffel Vandoorne, Max Verstappen, Lando Norris, Jenson Button, Jean-Eric Vergne, Pierre Gasly, Charles Leclerc, Antonio Giovinazzi, Giancarlo Fisichella, czy Andre Lotterer. Tak naprawdę ten grid był naszpikowany gwiazdami. W każdej załodze był ktoś znany. Nie bez powodu 24 heures du Mans Virtual nazwano największym simracingowym wyścigiem w historii.
Pomimo tak znakomitych nazwisk i absolutnego światowego topu simracerów, wygrali Polacy. Po 24 godzinach jazdy i ponad 3 tygodniach przygotowań Nikodem Wiśniewski i Kuba Brzeziński potwierdzili swoją pozycję na świecie. A nie zapominajmy, że w wyścigu startowało też trzech innych Polaków – Dawid Mroczek, Zbigniew Siara i zaledwie 14-letni Tomek Poradzisz. I musimy zaznaczyć – wszyscy spisywali się znakomicie.
Polska simracingiem stoi
Mówimy o samym Le Mans, gdzie Polska potwierdziła, że jest potęgą w simracingu. Ale przecież są też inni zawodnicy i inne platformy. Jeśli chodzi o same wyścigi, to są kierowcy, którzy się specjalizują w grze F1 i tam odnoszą sukcesy. Ale są też rajdy i tamtejsze oficjalne serie, np. od WRC, gdzie znakomicie radzi sobie Patryk Gerber, syn znanego polskiego pilota Jakuba Gerbera. Jego wyniki na pewno mogą robić wrażenie.
A jest też simracing nieco mniej profesjonalny, taki, gdzie swoich sił próbować może absolutnie każdy. Pandemia koronawirusa sprawiła, że powstało bardzo wiele cykli simracingowych. Przykład? Czesi stworzyli oficjalne rajdowe mistrzostwa kraju oparte o najlepszą rajdową symulację, jaka powstała w historii, czyli grę Richard Burns Rally. Tamtejsza federacja potraktowała temat bardzo poważnie – jest znakomita oprawa medialna, jest wielu znakomitych rajdowców, są specjalnie wydawane przez związek licencje itd.
Co mam na myślisz pisząc oprawa medialna? Związek realizuje transmisje na żywo, np. z przejazdów prawdziwych czeskich zawodników (z komentarzem, wywiadami itd.), jest mnóstwo artykułów w sieci, ciekawe posty na dedykowanych fanpage’ach itd. OK – nie jest to może realizacja na miarę wspomnianego wcześniej Le Mans, które transmitowane było w międzynarodowym kanale Eurosportu i w wielu innych telewizjach, czy też oficjalnych imprez F1, które również możemy oglądać na szklanym ekranie. Natomiast zwraca się na to uwagę. To nie jest tylko gra, do której wchodzisz, jedziesz odcinki i wyłączasz komputer. Sieć tym żyje. Sam związek traktuje to bardzo poważnie. Wręcz się tym chlubi!
Na ustach całego świata
I w różnych mistrzostwach na platformie RBR Polska też ma przepotężną reprezentację, która notorycznie wygrywa z przedstawicielami innych krajów. A jeśli już nie wygrywa, to jest w tej walce o zwycięstwo do samego końca i zajmuje miejsca na podium. Jak mówiłem – jest to forma simracingu może nieco mniej profesjonalna, ogólnodostępna, natomiast z czegoś się to przecież bierze, że i tu jesteśmy potęgą.
Na koniec podkreślę jedno. Simracing nigdy nie zastąpi prawdziwego ścigania. Nie taka jest zresztą jego rola. Natomiast musimy postarać się postrzegać simracing jako oddzielną gałąź motorsportu. Gałąź, która błyskawicznie się rozwija i w której Polska znakomicie się odnajduje. Następnym razem zamiast negować, doceńmy polskich zawodników i pracę, jaką wkładają, aby później wygrywać z biało-czerwoną flagą przy swoim nazwisku. Podczas wirtualnego Le Mans Polacy – mimo, że w swoich domach – byli na ustach dziesiątek tysięcy osób na całym świecie. Sami przyznajcie – to świetne uczucie. To duma.