Kilka dni temu dostaliśmy decyzję o tym, że zakaz przemieszczania wprowadzony przez rząd był niezgodny z konstytucją. OK – wiedzieliśmy o tym od dawna i samo orzeczenie chyba niczego nie zmieni. Triumf fanów teorii spiskowych, czy wręcz przeciwnie?
Od ponad roku Polska zmaga się z pandemią koronawirusa. Wciąż nie brakuje u nas wyznawców teorii spiskowych. Jest ich zaskakująco sporo, a co najgorsze, przykład idzie również od garstki celebrytów. Co najmniej jakby to działało tak, że nie wierzysz w koronawirusa, więc zakaz przemieszczania, czy jakieś inne obostrzenia nie będą cię obejmowały.
Do tego grona celebrytów, chociaż zastanawiam się tutaj nad przedrostkiem –pato, zalicza się m.in. pani Violetta Kołakowska. Obecnie znana z tego, że jest znana, występująca sporadycznie w pojedynczych odcinkach różnych seriali. Przerażające jest to, że taka osoba bez żadnej wiedzy medycznej teraz staje, mówi i ma być uznawana jako autorytet w dziedzinie pandemii.
Otóż pani celebrytka wyraźnie zażenowana wyśmiała nagranie Andrzeja Piasecznego, w którym ten tłumaczy, że od kilku dni znajduje się w szpitalu i walczy z wirusem. Oczywiście pani Kołakowska na podstawie nagrania oceniła stan zdrowia piosenkarza i go wyśmiała, twierdząc, że nic mu nie jest. Że to żenada, propaganda i ogólnie ile mu za to zapłacili? No tak, medyczne autorytety, jakimi bez wątpienia są pani Kołakowska, Edyta Górniak, czy Ivan Komarenko będą mówić nam jak mamy żyć.
Przecież to jest kuriozalne…
To już koniec tego lekko przydługawego wstępu. Trzeba być naprawdę niesamowitym ignorantem, aby po roku twierdzić, że nie ma czegoś takiego jak koronawirus. Znam, bądź znałem osoby, które miały wirusa. Sam go miałem – miała go moja rodzina, rodzina narzeczonej, znajomi, ich rodziny. Szczerze mówiąc, mało znam osób, które go nie miały. Oczywiście, należy powiedzieć sobie jasno – ja, czy moi rodzice przeszliśmy go stosunkowo gładko. Brak węchu, osłabienie – nic nadzwyczajnego.
Natomiast aktualnie w szpitalu znajduje się moja babcia i ciocia. Obie bardzo mocno osłabione, miały poważne trudności z oddychaniem. I jak łatwo sobie wyobrazić, dla całej rodziny jest to sytuacja dosyć trudna. Do czego zmierzam – nagle w tym samym czasie z przypadku wszyscy trafiają do szpitali? No nie. Wirus jak to wirus, a ten jest akurat trochę mocniejszy, więc skutki zarażenia są nieco większe. Ludzie się irytują, że ktoś jest chory od lat, ale teraz umiera i zgony przypisywane są pod covid. Ale z drugiej strony – ci ludzie cały czas sobie radzili. Chorowali, ale żyli. Wtedy przyszedł wirus i część z tych osób już nie dała rady. Więc co w tych wielu przypadkach jest przyczyną śmierci? Choroba trwająca od lat, czy może wirus, który przyszedł nagle, zaatakował i chory nie dał rady?
Po co to piszę? Pewnie wyznawcy teorii spiskowych już węszą tu jakieś zamieszanie. Zasmucę was – nikt mi za to nie zapłacił. Chodzi o to, że tylko za przeproszeniem idiota nie wierzy już w istnienie wirusa. Właśnie to mają do siebie teorie spiskowe. Normalny człowiek bierze to w sumie za żart, ale wtedy pojawia się grupka osób, która jest w stanie się pobić o słuszność takiej teorii. Jak to, że lądowanie na księżycu to mistyfikacja, że ziemia jest płaska, czy to… że nie ma koronawirusa. Przecież to są tak śmieszne tezy, że brakuje komentarza. Ale nie, pan Komarenko i pani Górniak, czyli wybitne autorytety medyczne, twierdzą inaczej.
Branża turystyczna upadnie, bo do niej nie przyjedziemy
Na wielu stronach zauważyłem już pewną przyjętą taktykę. Ci, którzy nie wierzą w wirusa to często te same osoby, które nie chcą się zaszczepić. Chociaż tych drugich jest może i nieco więcej. Najwięcej widać tego np. przy postach biur podróży, albo lotnisk – generalnie branży związanych z turystyką. Wtedy pada argument godny prawdziwego Janusza. – He he he, niech zamykają i wpuszczają tylko zaszczepionych. Dziadki 70+ już szykują się na wakacje życia. Jeden sezon do nich nie przyjedziemy, to zbankrutują i się im odwidzi.
Nadal istnieje w nas jakieś przeświadczenie, że głos pojedynczego „Janusza” coś w tej sprawie znaczy. Że on powie że nie ma wirusa i będzie „bojkotował” wszystkie firmy, które są w to zamieszane i coś się zmieni. Natomiast koniec końców to niewiele znaczy. Może i nic. Popatrzmy na same Wyspy Brytyjskie. W Szkocji, Anglii, Walii i Irlandii Północnej pierwszą dawkę szczepionki przyjęło już ponad 30% społeczności. Najwięcej w Anglii – ponad 38%, czyli ponad 21 milionów osób.
Połowa społeczności ma być tam zaszczepiona do połowy kwietnia, później szczepić będą się coraz młodsi. Na wiosnę dawki dostaną już osoby 40+. Brytyjczycy są w europejskim czubie szczepień i jeśli rzeczywiście jakieś paszporty covidowe wejdą w życie, to oni i tak pewnie będą mogli pojechać na wakacje już w tym roku. Większość krajów jest w tym samym punkcie, co Polska, czyli koło 10-13% zaszczepionej społeczności.
Ale teraz też weźmy pod uwagę to, że żyjemy w specyficznym kraju, który zawsze robi pod prąd. O ile dla nas wszystko jest problemem – i testy i szczepienia i kwarantanny i bóg wie co jeszcze – tak dla innych nie musi to być problem. Podsumowując – branża turystyczna na całym świecie nie zbankrutuje wyłącznie dlatego, że kilka tysięcy najbardziej zawziętych Polaków postanowi ją zbojkotować. Większość i tak pojedzie na wakacje tak, jak zawsze. Część nawet już była.
Nie z wszystkim trzeba się zgadzać
Oczywiście każdy ma swój rozsądek i wierzy w co chce. To, że antycovidowcy mnie śmieszą nie znaczy, że z wszystkim się zgadzam – np. z lockdownem. W mojej opinii niektóre z przepisów są idiotyczne. Za przykład można dać chociażby zamknięcie stadionów piłkarskich. Rozumiem, że można mieć obawy co do kin, które nawiasem mówiąc niedawno zostały otwarte. Do sali wchodzisz jednym wejściem, wszyscy siedzą w jednym zamkniętym „pokoju”. Natomiast kina i teatry i tak zostały otwarte, a stadiony nie. Stadiony na powietrzu, gdzie bram wejściowych na teren obiektu jest ponad 20, gdzie na każdą trybunę też jest osobne wejście, a pojemność większości obiektów bez problemu pozwalałaby chociażby na wpuszczenie 25% publiczności.
Kolejne kuriozum, to zamknięte restauracje. Ktoś tam może bronić jakoś ten przepis, ale zestawcie to z kościołami. W obu miejscach spędzasz około godzinę, może trochę ponad. Tam i tam przychodzisz z żoną, albo rodzicami. W obu tych miejscach siedzisz w zamknięciu. Tam i tam możesz mieć wszystkie przepisy covidowe – limit wstępu, dezynfekcja itd. Może to nieco naciągana teoria, ale tam i tam „członek obsługi” podaje ci „coś do zjedzenia”. Nie chcę tutaj nikogo obrazić, ale oczywiście w bardzo uproszczony sposób tak można określić przyjęcie komunii. Dlaczego więc od miesięcy wszystkie restauracje są zamknięte, a kościoły otwarte? Powiedzmy sobie wprost – większość obostrzeń to idiotyzmy.
Wiele rzeczy może się nam nie podobać, na wiele rzeczy możemy narzekać. Ale powiedzmy sobie wprost – nic z tym nie zrobimy. Jesteśmy całkowicie zdani na rządzących i ich wymysły. Czy to komuś pasuje, czy nie…