WRC Motorsport&Beyond

Formuła 1 to już inny sport. Jest niesprawiedliwa i pełna układów. Ale to wciąż najbardziej prestiżowa seria świata

formuła 1

Kolejny sezon za nami. Formuła 1 zawitała do Abu Zabi na ostatni wyścig sezonu i zapadła w sen zimowy. Jaki to był rok? Dziwny, wyjątkowy, pełen zwrotów akcji – chociaż akurat nie w walce o mistrzostwo.

Formuła 1 poradziła sobie z pandemią koronawirusa wybitnie. W pół roku przeprowadzono 17 weekendów wyścigowych, zdarzało się, że zawodnicy ścigali się przez 3 weekendy z rzędu. Ale wyścigi się odbywały, zawodnicy się ścigali, cały cyrk się kręcił i choć był nieco inny, to pandemia go nie zatrzymała. I za to chwała Liberty Media.

Patrząc na inne serie można powiedzieć, że F1 praktycznie nie odczuła skutków pandemii. Zresztą, do tych innych serii F1 nie ma co przyrównywać. Wyścigi Formuły 1 są jakie są, ale nadal to najbardziej prestiżowa seria świata i wyprzedza pozostałe co najmniej o kilka długości. WRC, WEC, czy MotoGP to przy F1 wciąż zabawy, które praktycznie nikogo nie interesują. To jak porównanie zasięgów i potencjału medialnego Cristiano Ronaldo do Sławomira Peszki. W jakimś tam środowisku w naszym kraju Peszko może i jest idolem, Ronaldo to natomiast zjawisko globalne i niesamowicie potężne. Tak samo jest z F1.

Formuła 1 pokazała kalendarz rodem z marzeń

Bo trochę tak było. Kilka torów musiało zniknąć, ale w zamian pojawiły się prawdziwe klasyki, przepiękne obiekty. Już sam start sezonu, na dobrą sprawę pierwszych dziewięć wyścigów – Red Bull Ring, Hungaroring, Silverstone, Katalonia, Spa, Monza i Mugello. Jaki to jest kawał historii, ile tu jest dobra!

KIEROWCO! SPÓŹNIŁEŚ SIĘ Z WYMIANĄ OPON? SPRAWDŹ NAJLEPSZE OFERTY!

Potem… OK było Soczi, ale później znów – Nurburgring, Portimao, Imola, Stambuł. Bahrajn miał być nudny, a wyszedł kapitalnie, szczególnie drugi wyścig na skróconej wersji toru. Abu Zabi było z kolei nudne, ale to nie zatrze obrazu tego sezonu z kilkoma niezwykle ciekawymi wyścigami, jak właśnie w Bahrajnie, czy na Monzy.

Z jednej strony można powiedzieć, że było jak zwykle, bo w większości wyścigów miejscami na podium dzielili się Lewis Hamilton, Valtteri Bottas i Max Verstappen. Ale kto przed startem sezonu by powiedział, że wyścigi wygrają Pierre Gasly i Sergio Perez? Że na podium stanie aż 13 kierowców, w tym Lance Stroll, Daniel Ricciardo, Lando Norris, czy Esteban Ocon? Kto by powiedział, że w wyścigach pojawi się 23 różnych kierowców?

Mistrz ten sam. Ale reszta?

Jasne, mistrzem został Hamilton, dalej byli Bottas i Verstappen. I tu po części znów powiało nudą. Ale dalej było cholernie ciekawie. Czwarte miejsce Pereza – Meksykanin osiągnął taki wynik pomimo faktu, że nie wziął udziału w dwóch wyścigach. Piąty był Daniel Ricciardo, który ożywił Renault. Australijczyk stał na podium, co jeszcze rok temu wydawało się czymś absolutnie niemożliwym przy dominacji TOP6 z Mercedesa, Red Bulla i Ferrari.

O większości zawodników można by napisać osobną książkę. Sainz w środku sezonu podpisał kontrakt z Ferrari, którego teraz po części może żałować, bo nieoczekiwanie przechodzi do gorszego zespołu. Albon był w większości sezonu fatalny, ale być może zatrzyma miejsce w F1 kosztem wybitnego w drugiej części sezonu Pereza. Jeden z nich będzie towarzyszył Verstappenowi w Red Bullu, ale który? Perez zasługuje na to miejsce, ale z drugiej strony Albon tracąc fotel w RBR wyleci z F1 na dobre. Podsumowując, jeden z nich wyleci, a żaden na dobrą sprawę na to nie zasługuje.

Możemy stracić Albona, albo Pereza. Tracimy też np. Daniła Kwiata. Z drugiej strony w F1 pozostaną choćby tacy kierowcy, jak koszmarnie wolny Nicholas Latifi, czy niemrawy Antonio Giovinazzi. Odchodzi Romain Grosjean, bohatersko ocalały z niewiarygodnego wypadku w Bahrajnie. Nie zobaczymy też Kevina Magnussena, ale w zamian za nich wchodzą juniorzy – Nikita Mazepin z workiem pieniędzy, Yuki Tsunoda i przede wszystkim Mick Schumacher, syn wielokrotnego mistrza świata, Michaela. Jest sporo roszad – nie wszystkie są potwierdzone kwestiami sportowymi.

To był kapitalny sezon

Tylu zawodników na podium. Niesamowite zjawisko „last lap Lando”, odnoszące się do Norrisa, który wyprawiał niesamowite rzeczy na końcowych okrążeniach. Kompletnie nieoczekiwane debiuty Jacka Aitkena i Pietro Fittipaldiego, niesamowite powroty do bolidu Nico Hulkenberga. Wreszcie, wybitny start George’a Russella w Mercedesie w Bahrajnie. Ach – jakie to było dobre! I tu kolejna niesprawiedliwość F1, bo po tym wyścigu Bottas powinien wylecieć z Mercedesa na dobre.

I możemy tak wymieniać i wymieniać i tak naprawdę z tego sezonu zostanie nam mnóstwo fantastycznych wspomnień. Rywalizacja zespołowa – Mercedes i Red Bull to jedno, ale trzecie miejsce wyszarpał McLaren! Legendarny producent powraca na podium mistrzostw świata. A dalej były jeszcze Racing Point i Renault, co oznacza, że dopiero szóste było Ferrari! Kto 12 miesięcy temu przewidziałby taki scenariusz? Nikt!

Legendarna stajnia z Maranello zaliczyła kolejne upokorzenia, o wiele mocniejsze, niż w ostatnich latach. Oni jako jedyni wyprodukowali gorszy silnik i gorsze auto, niż rok temu. Tylko oni tracili czas, a przez fatalny silnik również Alfa Romeo i Haas miały sezon do zapomnienia. Jeśli jesteśmy przy upokorzeniach, to nikt nie zapomni Mercedesowi tej tragedii w Grand Prix Sakhiru. Z drugiej strony „różowy Mercedes”, przepiękne malowanie AlphaTauri, ale też w końcu Williams, który pierwszy raz w historii nie zdobył nawet jednego punktu. Wiele można by mówić, ale to był naprawdę wyjątkowy sezon w F1.

Formuła 1 zachwyciła. Chcemy więcej

Na kolejne wyścigi przyjdzie nam zaczekać przynajmniej do marca. Czego możemy sobie życzyć? Aby było minimum równie dobrze i ciekawie, jak w 2020. Wszystko będzie inaczej – nowe zespoły, nowi zawodnicy, nowe składy ekip, nowe bolidy, pewnie i nowe tory. Ale… na rozmyślanie o 2021 przyjdzie jeszcze pora. To. Był. Świetny. Sezon!

KIEROWCO! SPÓŹNIŁEŚ SIĘ Z WYMIANĄ OPON? SPRAWDŹ NAJLEPSZE OFERTY!