Przed 2019 rokiem Polska miała zaledwie dwóch mistrzów świata na żużlu. Było to dosyć mizerne osiągnięcie patrząc na to, że nasz kraj to absolutna potęga w czarnym sporcie. Ale potem nadeszła nowa era. Nadszedł Bartosz Zmarzlik w szczycie formy.
1973 rok – Jerzy Szczakiel zostaje pierwszym polskim mistrzem świata na żużlu. 2010 – 37 lat minęło i Tomasz Gollob wyrównał to osiągnięcie. A później? Jak to się mówi, reszta to już historia. Od pierwszych meczów, jeszcze w roli juniora, Bartosz Zmarzlik potwierdzał swój ponadprzeciętny talent. Talent, który dał mu w przyszłości cztery medale indywidualnych mistrzostw świata.
W 2016 roku był medal brązowy. Zmarzlik sięgnął po niego jako 21-letni chłopak. Ale już dwa lata wcześniej, jeszcze jako nastolatek, wygrał Grand Prix w Gorzowie Wielkopolskim, na Jancarzu, czyli w swoim żużlowym domu. Wtedy pytany przez brytyjską prezenterkę jak on to zrobił, krzyczał w stronę kibiców „Jestem w Polsce, będę mówił po Polsku!”. Niezwykłe średnie punktowe w Ekstralidze, wybitne występy, przebłyski geniuszu w Grand Prix. To zwiastowało nam coś wielkiego.
To wszystko zwiastowało, że jesteśmy w przededniu wielkiej polskiej dominacji. Bartosz Zmarzlik w 2019 roku osiągnął to, na co wielu go „skazywało”. Wszyscy od lat mówili patrzcie, ten chłopak będzie mistrzem świata. A on udowodnił, że mieli rację! W 2019 roku pięć razy stawał na podium i wygrał trzy imprezy – w duńskim Vojens, słoweńskim Krsko oraz we Wrocławiu. Ten sezon miał być jednak inny.
Nie było czego zbierać
Zmarzlik wszedł w 2020 z nowym sponsorem – PKN ORLEN. Będąc częścią ORLEN Team Bartek mógł być spokojny o odpowiednie zaplecze. Zresztą, niejednokrotnie o tym wspominał, że z tak potężnym partnerem może walczyć o najwyższe cele. Po przerwie covidowej ruszył sezon i… i był problem. Początek nie wyglądał najlepiej, bo mistrz świata nie mógł się spasować do nowego sprzętu, zbudowanego pod nowy regulamin. Zresztą podczas dwóch rund we Wrocławiu dopuszczone były jeszcze niezgodne z regulaminem tureckie opony Anlas. Później je wycofano, ale „damage is done”. Kilku zawodników miało we Wrocławiu przewagę przyczepności i ją wykorzystało.
Kiedy zawodnicy spotkali się w Gorzowie Wielkopolskim na 3. i 4. rundzie, wszyscy mogli korzystać już regulaminowego ogumienia. W tym samym momencie Zmarzlik zdążył już wyczuć nowy sprzęt. To od razu przyniosło zwycięstwo i 20 na 21 możliwych do zdobycia punktów w siedmiu wyścigach. Na Jancarzu król był (i zresztą jest) tylko jeden. Kluczowy w tym sezonie był weekend w Pradze. Na czeskim owalu Zmarzlik wygrał i w piątek i w sobotę. Nie było czego zbierać. To był absolutny nokaut. Zawodnik ORLEN Team miał tylko jedno zadanie – „bring it home” w Toruniu.
Mistrz jest tylko jeden – Zmarzlik!
W piątek Zmarzlik był „dopiero” czwarty. Ale miejsce w finale oznaczało dla niego kolejnych 14 punktów. Finał sezonu. Sobota, 3 października. Wszyscy wspominali ubiegłoroczną imprezę w Toruniu – Leon Madsen wygrał wtedy wszystko, co było do wygrania i napędził nam stracha. Wtedy – można powiedzieć – Bartek wygrał o włos. Ale w tym roku nic podobnego nie miało miejsca. Zmarzlik znów dominował. Wygrał ostatnią rundę sezonu, wygrał mistrzostwo świata drugi raz z rzędu. Zrobił to w takim stylu, że reszta mogła tylko stać i bić brawo. To była niewiarygodna dyspozycja zawodnika gorzowskiej Stali.
A propos gorzowskiej Stali… o ile w zeszłym roku klub bił się o utrzymanie w Ekstralidze, tak w tym zawodnik ORLEN Team poprowadził ją do finału. Zresztą, finał Stal Gorzów zagwarantowała sobie w niedzielę, 4 października. O hucznym świętowaniu do samego rana nie było więc mowy. Po dwóch rundach Grand Prix w piątek i sobotę w Toruniu i kolejnym mistrzostwie świata Bartek pojawił się w niedzielę w Gorzowie i poprowadził swoją ekipę do zwycięstwa 55:34 nad Spartą Wrocław. Znów był nie do zatrzymania i to dosłownie, bo wygrał wszystkie pięć biegów, w których pojechał.
Zmarzlik ma już jedno złoto, w tym tygodniu może mieć drugie – finałowe mecze z Unią Leszno już w piątek i niedzielę. Oczywiście o ile pozwoli na to pogoda. Ale powiedzmy sobie jedno i powiedzmy sobie to wprost – Zmarzlik jest najlepszym rajderem świata. Jest najlepszy o kilka długości. To może być zawodnik, który zdominuje żużel na lata. Może pobić wszelkie rekordy, bo ma do tego predyspozycje. Mamy wrażenie, że on się dopiero rozkręca. Ma odpowiednie zaplecze, ma „porządek” w głowie. Ma talent, którego reszta może mu tylko pozazdrościć.