Sprzedaż samochodów elektrycznych bije rekordy, a Szwecja jest jednym z wiodących krajów jeśli chodzi o ten typ napędu. To również idealny przykład na to, że zakaz silników typu Diesel po prostu nie ma prawa się udać. W ubiegłym tygodniu doszło tam do prawdziwie kuriozalnej sytuacji.
Diesel musi zostać?
Kierowcy i eksperci alarmują, że stacji ładowania jest po prostu za mało. Kolejki do ładowarek powoli stają się chlebem powszednim dla kierowców elektryków. To wszystko tylko pokazuje, jak nieodpowiedzialne jest wycofywanie silników typu Diesel.
– Musiałem obiecać rodzinie, że już nigdy nie pojedziemy samochodem elektrycznym w podróż dalszą, niż 80 kilometrów. Czy powinniśmy rozwieść się z samochodami elektrycznymi już w 2022 roku? – pisze jeden z kierowców.
W ostatnich miesiącach sprzedaż samochodów elektrycznych w Szwecji gwałtownie wzrosła. Grudzień, to Volkswagen ID.3 był najczęściej rejestrowanym samochodem w Szwecji. W kwietniu na 1. miejscu znalazł się z kolei ID.4. Ponadto, na drogach jeździ 3500 egzemplarzy Skody Enyaq i tyle samo Fordów Mustangów Mach-E. A to dopiero początek. Przed jesienią swoje elektryki do salonów wstawią Audi, Kia, Hyundai i wiele innych producentów.
Nigdy więcej w podróż elektrykiem
Już dziś pojawiają się jednak alarmy o zatorach i zakorkowanych punktach ładowania. Szwecja musi więc przyspieszyć rozbudową sieci ładowania, albo… wrócić do silników typu Diesel.
Dziennikarz ViBilagares donosi o długich kolejkach podczas jednego ze świątecznych dni. Długa podróż samochodem elektrycznym zajęła kilka godzin dłużej, niż powinna.
– Ulewny deszcz i ograniczone możliwości na rozprostowanie kości sprawiły, że podróż stała się wyzwaniem. Ciało protestowało po wielu godzinach siedzenia w bezruchu. Dzieci na tylnym siedzeniu protestowały jeszcze głośniej.
Musiał on obiecać, że już nigdy więcej nie zabierze rodziny w podróż samochodem elektrycznym. Wszyscy domagali się silnika typu Diesel, który przecież w takich warunkach nie ma najmniejszego kłopotu.