Co do diabła stało się z tym Suzuki?! Facet zadymił swoim starym Dieselkiem i dosłownie zniknął, niczym David Copperfield. Czy włączył turbonapęd i osiągnął prędkość światła? A może aktywował Turbo Boost? Jedno jest pewne – ten Diesel ma ponadnaturalne możliwości!
Co to był za Diesel, panie?!
Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy to nagranie, w naszych głowach pojawiło się więcej pytań, aniżeli odpowiedzi. Na szczęście w opisie pod filmem pojawiło się pewne wyjaśnienie, które jednak nie rzuca całego światła na tę dziwną akcję.
Całe zajście miało miejsce na Węgrzech na drodze krajowej nr 10. Na filmie widzimy poruszające się lewym pasem stare Suzuki i goniącego je dostawczaka. Gdy oboje minęli znak ograniczenia do 50 km/h, kierowca Suzuki zjechał kulturalnie na prawy pas, a dostawczak pojechał dalej.
Jak tłumaczy nagrywający, gdy pojawiła się smuga dymu, nie przyspieszał powyżej 50 km/h, bowiem widoczność była bardzo ograniczona. Gdy dym ustał, po Suzuki nie zostało ani śladu.
Chmura dymu i bum! Nie ma chłopa
Gdy obejrzymy nagranie w zwolnionym tempie, dojdziemy do wniosku, że samochód dostawczy jeszcze przed znakiem podróżował z prędkością około 90 km/h. Suzuki zaczęło przyspieszać, ale zamiast tego pojawił się siwy dym. Potem okazało się, że kierowca katapultował się do przodu.
Najprawdopodobniej jedyną osobą na świecie, która może wiedzieć co stało się z kierowcą Suzuki, jest facet w dostawczaku. O ile oczywiście spoglądał w tym momencie w tylne lusterka. Nawet, gdyby Suzuki włączyło hipernapęd, kierowca dostawczaka i tak nie zauważyłby manewru wyprzedzania.