Polscy kierowcy cały czas mają ogromne problemy z poruszaniem się po rondzie. Najnowszym tego dowodem jest łysy kierowca SUV-a, który najpierw spowodował kolizję, a potem rozpętał awanturę. Niestety dla niego, kompletnie nie miał racji.
To naprawdę nie jest takie trudne…
Do zdarzenia doszło w Bytomiu przy ul. Strzelców Bytomskich na węźle z autostradą A1. To dosyć ruchliwe skrzyżowanie, jednak oznakowanie poziome jest na tyle idiotoodporne, że nikt nie powinien mieć problemów z bezkolizyjnym przejechaniem ronda.
Niestety, awanturnik w SUV-ie pokazał, że jest zupełnie inaczej. Nagrywający całe zdarzenie wjeżdża na rondo z lewego pasa, który prowadzi na wprost lub w lewo. Drugi z kierowców jadący Mitsubishi jedzie prawym pasem, z którego zobligowany jest jechać na wprost. Pas do skrętu w prawo był kilkadziesiąt metrów wcześniej.
Jeśli wjeżdżamy na rondo z prawego pasa, to musimy na nim pozostać. Kierowca SUV-a postanowił jednak bezpardonowo ściąć, wjeżdżając tuż pod maskę nagrywającego.
O czym on myślał?!
Gdy mleko się już rozlało, kierowca SUV-a wyskoczył ze swojego samochodu jak poparzony. Próbował przekonać młodszego od siebie nagrywającego, że to jego wina. Niestety z nagrania nie wynika jaka była jego linia obrony. W jakim świecie miałaby to być wina nagrywającego?
Choć nagrywający z pewnością nie miałby problemów z obroną swojej racji przed policją, nagranie z wideorejestratora rozwiewa wszystkie wątpliwości.
Na szczęście nagrywający udostępnił swój komentarz na portalu YouTube o następującej treści:
Witam, jestem autorem nagrania, widzę trochę komentarzy więc śpieszę z wyjaśnieniami. Pan stwierdził że na niego „polowałem” i cały czas twierdził że to ja w niego wjechałem. Na miejscu policja musiała przez 10 minut tłumaczyć, dlaczego to on jest wyłącznie sprawcą wypadku. Nawet nie chcieli oglądać nagrania, bo chciałem pokazać. Finalnie pan przyjął mandat komentując, że: „Ja sobie to załatwię u siebie”. (niemieckie blachy)