WRC Motorsport&Beyond

Kupił klasycznego Astona Martina za prawie 1 mln złotych. Z tym samochodem jest jednak pewien „mały” problem

aston-martin-james-bond

Wyobrażasz sobie wydać niebotyczną sumę na klasyczny samochód, model wprost z planu filmowego Jamesa Bonda, tylko po to, by trzymać go zamkniętego w garażu? Tak, tak, pewien bogaty gość wydał 777 tys. zł na model Aston Martin DB5 James Bond w skali 1:1. Okazało się bowiem, że samochód ten nie ma układu napędowego.

Fajny Aston, prawda?

Sprzedawca zbudował ten samochód, który jest wierną kopią Aston Martin DB5 Jamesa Bonda. Pojawił się on pierwszy raz w 1964 roku w filmie pt. „Goldfinger”. Korpus zrobiony jest z włókna szklanego, wsparty na stalowej konstrukcji rurowej i zamontowany na ramie ze zmodyfikowanymi osiami. 

Światła, przedni grill i pozostałe elementy ozdobne najwyraźniej pochodzą prosto od Astona Martina. Na fałszywym liczniku kilometrów widać zaledwie liczbę 007 mil. A jakże. Czy jednak taki model jest warty ogromnych pieniędzy?

To niemal milion złotych za coś, co zasadniczo jest tylko ekspozycją. Choć elementy „samochodowe” repliki Astona Martina nie są funkcjonalne, wiele gadżetów pokładowych Jamesa Bonda działają.

Grube działa 

Mamy tu m. in. obrotowe tablice rejestracyjne, zdejmowany dach z wyrzutnią, tylną tarczę, przecinarkę do opon, rozpylacze oleju zamontowane na tylnych światłach. Jest też maszyna z zasłoną dymną, fałszywe pistolety i efekty dźwiękowe. 

Zapomnielibyśmy – jest jednak pewien element, który pozwala myśleć o tym Astonie jak o prawdziwym samochodzie. Jego kierowca działa, więc można skręcać kołami w lewo i prawo! To tak, jak w waszych modelach 1:24 burrago!