Za nami wyścig o Grand Prix Monako Formuły 1. Najlepszym zawodnikiem dziś, jak i zresztą w trakcie całego weekendu był Daniel Ricciardo, który w niezwykłej, heroicznej walce utrzymał za sobą Sebastiana Vettela.
Wyścig dla zespołu Williamsa zakończył się w sumie tak szybko, jak się zaczął, a nawet wcześniej. Kiedy zawodnicy mieli za sobą raptem kilka okrążeń, sędziowie poinformowali, że zajmują się incydentem z udziałem Siergieja Sirotkina… a raczej jego bolidu. Okazało się, że samochód nie miał założonych opon na 3 minuty przed startem wyścigu, w konsekwencji czego Rosjanin dostał karę 10 sekund stop and go. Po dobrych kwalifikacjach oznaczało to koniec walki o pierwsze w karierze punkty. Szkoda, że młody kierowca stracił tę szansę nie przez swój błąd, czy niedyspozycję, a przez niedopatrzenie ze strony zespołu.
Niestety, po kilku sekundach na sam tył stawki spadł też drugi kierowca brytyjskiego zespołu, Lance Stroll. Kanadyjczyk złapał kapcia w okolicach połowy okrążenia i do boksu zjeżdżał z bardzo niską prędkością. Mechanicy wymienili oponę, Stroll wyjechał, ale był już na ostatnim miejscu. W późniejszej części wyścigu inżynier chciał poinformować go o nowej strategii, poprosił o zwiększenie tempa, na co Lance odparł, że nie widzi tutaj nawet sensu dalszego ścigania i ma już dość weekendu w Monte Carlo. Biorąc pod uwagę, że było to 22 z 78 okrążeń… no cóż. Lance musiał się jeszcze trochę pomęczyć.
Po problemach Williamsa niepokojące wydarzenia dotknęły też Red Bulla. Max Verstappen odrabiający straty po kraksie w kwalifikacjach poinformował, że ma lekkie kłopoty ze skrzynią biegów i oponami. Po chwili drżącym głosem przez radio zgłosił się też lider wyścigu, Daniel Ricciardo, który zauważył, że traci moc. Daniel błagalnym głosem podkreślał: – Zróbcie coś proszę, nie mam mocy. Po chwili inżynierowie dostrzegli problem, jednak z jego rozwiązaniem było już ciężej, a bardzo szybko do Australijczyka zbliżył się drugi Sebastian Vettel. W tym momencie wiedzieliśmy – szykuje nam się arcyciekawa, heroiczna wręcz walka.
Na trzydzieści okrążeń przed metą sytuacja z bolidem Ricciardo wydawała się lekko opanowana, a do Vettela bardzo szybko zbliżył się też jadący na kompletnie zużytych oponach Lewis Hamilton. Brytyjczyk narzekał, że tak nie da się jechać i on nie widzi szans na dojazd do mety na tym ogumieniu. O ile czołówka walczyła ile… gumy w oponach, to niestety z rywalizacją na 53 okrążeniu pożegnał się Fernando Alonso. Hiszpan poinformował, że traci moc, po chwili okazało się, że ducha wyzionęła skrzynia biegów. Efekt? McLaren zatrzymał się niedaleko prostej startowej, przy Sainte-Dévote.
Na 73 okrążeniu doszło do niesamowitej sytuacji. Na dojeździe do szykany obok klubu jachtowego Charles Leclerc stracił hamulce i z impetem uderzył w bolid Brendona Hartleya. Po kraksie wprowadzona została wirtualna neutralizacja i zaczęły się nerwy. Części samochodu na szczęście szybko zostały uprzątnięte i mieliśmy finałowy sprint do mety. Zwycięsko wyszedł z niego ostatecznie Daniel Ricciardo, który na neutralizacji nieco skorzystał i dowiózł za sobą Sebastiana Vettela, zaś na trzecim miejscu dojechał Lewis Hamilton, który utrzymał swoje prowadzenie w klasyfikacji kierowców.