Kierowcy BOR-u przeszli do historii dzięki powodowaniu regularnie kolizji drogowych. Właśnie dlatego powstał SOP, który miał zatrzeć złe wrażenie po swoich poprzednikach. Efekt jest jednak odwrotnie proporcjonalny do pierwotnie zamierzonego.
BOR zasłynął kilkoma głośnymi zdarzeniami drogowymi. Zaczęło się od incydentu z udziałem ówczesnej premier Beaty Szydło i nieszczęsnego Seicento, którego właściciel zrobił prawdziwą furorę wśród internautów. Następnie mieliśmy przygodę z Andrzejem Dudą w tle. Na zakończenie przypomnijmy o wypadku, w którym brał udział minister obrony narodowej, czyli Antoni Macierewicz.
Między innymi z powodu powyższych incydentów powstała Służba Ochrony Państwa (SOP). Nowa formacja zaczęła oficjalnie działać od 1 lutego. Niestety kierowcy SOP-u szybko postarali się o to, aby znaleźć się na pierwszych stronach gazet z tych samych powodów, co ich poprzednicy.
SOP w formie
Jak informuje „Radio Zet”, w 2017 roku z winy kierowców BOR doszło do pięciu zdarzeń drogowych. Wszystkich wypadków i kolizji z udziałem pojazdów BORu odnotowano wówczas 19. Dla porównania w roku 2018 (czyli w czasie 11 miesięcy, biorąc pod uwagę datę powołania formacji) kierowcy SOP doprowadzili do 10 stłuczek i wypadków! Liczba wszystkich zdarzeń drogowych z udziałem pojazdów „rządowych” wzrosła natomiast do 27! Można więc wysnuć wniosek, że w rozbijaniu państwowych limuzyn SOPowcy są od BORowców dwukrotnie skuteczniejsi!
Co gorsza – dwukrotnie (z dwóch do czterech) wzrosła też liczba zdarzeń, w czasie których w rozbitym aucie znajdowała się ochraniana osoba. Z prostej matematyki wynika więc, że z punktu widzenia politycznych vipów, jazda z kierowcami SOP wiąże się z dwukrotnie większym zagrożeniem, niż miało to miejsce za czasów BORu.
Źródło: Interia / Radio Zet