W zeszłym tygodniu gruchnęła wiadomość, że wszystkie Alfy Romeo sprzedają się gorzej niż jedna niepozorna Lancia Ypsilon. Właściwie, to ta wiadomość nie tyle „gruchnęła”, co uderzyła nas z siłą rażenia prawego sierpowego w wykonaniu Mike’a Tysona. Ale historia motoryzacji zna już przypadki, kiedy wprowadzenie jednego nowego modelu potrafiło uratować całe koncerny przed bankructwem. Tak było z Porsche Boxsterem i kilkoma innymi. Alfa, słyszycie?
W pierwszej połowie tego roku Alfa Romeo sprzedała w Europie 27 702 samochody – tak wynika z raportu Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA). Na obronę można powiedzieć, że Alfa to marka premium i nie musi się sprzedawać tak dobrze, jak budżetowa Lancia Ypsilon (około 34 700 egzemplarzy) czy rekordzista VW Golf (ponad 900 tysięcy!).
Za to nie można przemilczeć faktu, że Alfa Romeo zaliczyła największy spadek w całym zestawieniu, bo w analogicznym okresie 2018 r. sprzedała o 42 proc. samochodów więcej (48 065 egzemplarzy). Tak, to czas, żeby Włosi zaczęli bić na alarm.
Ale historia motoryzacji zna przypadki, kiedy wprowadzenie jednego nowego modelu do oferty, potrafiło wyciągnąć z tarapatów finansowych całe koncerny samochodowe. Mowa o tych samochodach:
Porsche Boxster
Współcześnie Porsche to jeden z najbardziej dochodowych producentów samochodów na świecie, ale nie zawsze było tak kolorowo. W 1993 r. Porsche sprzedało 14 tys. samochodów i znalazło się na krawędzi bankructwa. W odpowiedzi na te kłopoty koncern podjął współpracę z Toyotą, zaś efektem tych działań była premiera roadstera średniej klasy pod nazwą Boxster.
Samochód był łudząco podobny do kultowego 911, ale odróżniała go znacznie przystępniejsza cena. Boxster przyciągnął do marki Porsche nową klientelę i postawił firmę na nogi.
Ten samochód poniekąd stał się także ofiarą własnego sukcesu, ponieważ na długo przylgnęła do niego metka Porsche „dla ubogich”. Oczywiście nie należy brać na poważnie ludzi, którzy wygadują takie brednie. Szkoda tylko, że dzisiaj Boxster zdaje się przeżywać taki sam kryzys, jak 911 na początku lat 90. Samochód po prostu kiepsko się sprzedaje. Widać, ze moda na roadstery przeminęła.
Aston Martin DB7
Kiedy mowa o samochodach, które uratowały koncerny przed zapaścią, ten model Astona jest wymieniany niemal tak samo często, jak wspomniany Boxster.
Podobnie jak Porsche, Aston Martin również nie miał lekko na początku lat 90. Firma miała trudność z utrzymaniem rentowności i na gwałt potrzebowała samochodu, który przemówi do szerokiego grona klientów. Takim autem okazał się model DB7, który jest owocem ówczesnej kolaboracji Astona z koncernem Ford Motor Company.
Samochód może nie grzeszył jakością wykonania wnętrza, ale był nowoczesny i czerpał moc z silnika Jaguara. A później przyszedł czas na flagową wersję z napędem V12. Ten model Astona wytyczył nową ścieżkę rozwoju dla brytyjskiego producenta, który dzisiaj nie musi się nerwowo oglądać na słupki sprzedaży.
Peugeot 205
Francuski gigant zmagał się z dużymi problemami finansowymi, gdy w 1976 r. przejął znajdującego się na skraju bankructwa Citroëna, zaś dwa lata później kupił podupadającego Chryslera. Francuzi sami prosili się o kłopoty i sprawili, że na początku lat 80. koncern PSA znajdował się u progu zapaści.
Wtedy pojawił się model, który odmienił francuską markę w oczach klientów. Nie był to Citroën ani Chrysler, ale właśnie Peugeot. Dokładnie model 205.
Kompaktowy hatchback szybko stał się jednym z liderów w swojej klasie i podbił serca kierowców w całej Europie. Dodatkowego splendoru nadawały mu sukcesy rajdowe, gdy dwieście piątka w wersji Turbo 16 królowała w Grupie B. Wychodziły też wersje cywilne sygnowane znaczkiem GTI, których ceny dzisiaj osiągają zawrotne liczby. W sumie wyprodukowano 5,3 mln egzemplarzy Peugeota 205 w różnych wariantach.
Mercedes-Benz W194
Przypadek Mercedesa jest dość skrajny, bo odnosi się do czasów sprzed drugiej wojny światowej. Nie ma jednak wątpliwości, że model W194 tchnął nowe życie w procenta z trójramienną gwiazdą w logotypie.
Po zakończeniu wojny fabryki Mercedesa były niemal doszczętnie zrujnowane, podobnie zresztą jak sytuacja finansowa firmy. Niemiecki producent musiał polegać na swoich przedwojennych modelach, które nijak pasowały do zmieniającej się rzeczywistości.
Za sukcesem tego auta stoi główny inżynier Rudolf Uhlenhaut, który przygotował model W194 z myślą o wyścigach samochodowych. Konstrukcja z lekkiego aluminium, podnoszone drzwi i 3-litrowy silnik stały się wizytówką pojazdu. Mercedes W194 triumfował m.in. w 24-godzinnym Le Mans. Samochód powstał w liczbie tylko dziesięciu sztuk, ale wytyczył zupełnie nowy kierunek dla Mercedesa, który po latach przejawił się pierwszą generacją Mercedesa-Benza klasy SL.
Volkswagen Golf
Skoro o niemieckich samochodach mowa, warto wspomnieć o flagowym modelu Volkswagena, czyli Golfie. Różnica między Mercedesem jest jednak taka, że marka VW miała się dobrze po drugiej wojnie światowej. Na tyle dobrze, że jej działalność sprowadzała się do masowej produkcji Garbusa we wszystkich możliwych odmianach (np. modele dostawcze T1 i T2 albo Wagon).
Sprzedaż Volkswagena może nie sięgnęła nigdy bruku, ale malejące zainteresowanie marką było coraz bardziej widoczne. Dlatego już w latach 60. zapadła decyzja, aby stworzyć samochód całkowicie inny od popularnego Garbusa. Niemcy zainwestowali w zupełnie nową technologię, tworząc kompaktowy pojazd z silnikiem umieszczonym z przodu. Tak powstał VW Golf, którego produkcja trwa nieprzerwanie do dzisiaj. Jesienią na rynku zadebiutuje ósma generacja tego modelu.
Co nowego może zaprezentować Alfa?
Powyższa wyliczanka ma jedynie charakter edukacyjny (?) i nie stanowi remedium na problemy Alfy Romeo. Wiadomo, że kopiowanie innych rozwiązań nie zawsze przynosi efekty, a wprowadzenie na rynek SUV-a pod nazwą Stelvio jest chyba najlepszym tego przykładem.
Włosi sami muszą wymyślić coś, co pozwoli Alfie Romeo przetrwać trudne chwile. Pewnie nawet sam Jeremy Clarkson zrobiłby wszystko, żeby ta marka przetrwała.
Pamiętacie może odcinek Top Geara, w którym Clarkson ścigał się skuterem wodnym z Alfą Romeo 4C prowadzoną przez Hammonda? Gwiazdor „Top Geara” tak bardzo nie chciał, aby Alfa przegrała w tym wyścigu, że posunął się do oszustwa, aby oddać Hammondowi prowadzenie. Bo kto jak kto, ale Alfa Romeo przegrać nie może.
Amerykanie są wierni samochodom japońskim. Polacy się nie przywiązują, choć deklarują inaczej